poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 13 - punkt widzenia Hannah

Nic nie widziałam, albo po prostu nie chciałam widzieć. Liczyło się dla mnie tylko tempo biegu. Zasuwałam jak najszybciej umiałam, ale i tak robiłam to za wolno. Przeszkadzały mi  krzyki goniących mnie, Lori i Annie zawodowców. Co chwila słyszałam okrzyki typu:
- Zaraz nażresz się piachu! - albo:
- Już cię mamy, papa!
Nie pomagały, ale też w pewnym sensie mobilizowały- chciałam im pokazać, że byłam lepsza od nich, nie byłam ofiarą, nie byłam tchórzem. W tamtym momencie miałam ochotę przestać biec i wreszcie użyć mojego miecza, lecz Lori jakby przejrzała moje zamiary i pociągnęła mnie za sobą. Przez chwilę dałam się jej ciągnąć, potem obie przyspieszyłyśmy nie mając nic do stracenia. Dogoniłyśmy wreszcie Annie. Ta niepozorna dziewczyna miała w sobie dużo siły. Oddychałam szybko i płytko, na inny rytm nie pozwalał mi zmęczony organizm. Czułam okropny ból w dołku, było mi sucho w gardle i czułam dziwny posmak krwi w ustach, który nie wiem skąd się wziął. Rozglądnęłam się dookoła siebie. Z każdym moim pośpiesznym krokiem, drzewa stawały się wyższe i równiej ustawione. Więcej się nie przyglądałam, ponieważ biegnąca przede mną Lori zatrzymała się. Wydała z siebie ledwo słyszalny jęk. Po jakiejś sekundzie zrozumiałam o co chodzi- jej ramie krwawiło! Spojrzałam z rozpaczą na Lori- zwykle wiedziałam co zrobić, umiałam znaleźć wyjście z jakiejkolwiek, choćby najtrudniejszej sytuacji. Lecz teraz patrzyłam bezwładnie na Lori, która była wściekła. Nie dawała odznak bólu, była po prostu zła. Chwyciłam ją za rękę i obejrzałam się za siebie, zawodowcy nas doganiali!:
 - Lori! Opatrzymy cię  ale teraz musisz biec! Błagam cię!- i wtedy córka burmistrza zrobiła to czego najbardziej się nie spodziewałam po niej. Wyjęła zestaw swojej broni- nożyków i rzuciła nim za siebie. Kierowała chyba nią prosta zasada ,, co ty mi , to ja tobie". Strzeliła prosto w ramię jakiegoś chłopaka. 
 Biegłyśmy ponownie. Byłam zdekoncentrowana, ponieważ ręka Lori intensywnie krwawiła. Od widoku czerwonej mazi robiło mi się niedobrze. Wstrzymywałam odruch wymiotny i brnęłam przed siebie. Rosło tu pełno owoców, właśnie kiedy ostatnio coś jadłam? Nie miałam czasu na refleksje, na ten temat, gdyż moje towarzyszki zaczynały się wspinać się na pobliskie drzewa, więc poszłam w ich ślad. Lori prawie spadła, albowiem za punkt oparcia wybrała nie najlepszą część ciała - nadal krwawiącą rękę. Pomogłam jej, tak jak Annie mi, a Lori Annie. Wreszcie wciągnęłyśmy się na to cholerne drzewo. Byłyśmy za nisko, zawodowcy nas dosięgali. Czas na obronę- Lori zręcznie rzucała nożykami, jakby nic jej nie bolało. Annie stała tak jakby na straży z łukiem, a ja walczyłam mieczem z totalnym kretynem.
- Widzisz ten biceps? Zaraz cię zmiażdży! - śmiał się chłopak.
- Ale, że udusisz mnie tymi rączkami à la baba? O nie, jak się boje ! Haha...- widziałam , że koleś się wkurzył bo dobył swojego miecza. Zamachnął się... i nie trafił. Zadowolona powodzeniem krzyknęłam:
- Mam lepszy! - i pokazałam mu język. Akurat to była prawda. Miał jakiś daremny kamienny miecz, za to ja porządny, żelazny nawet z wyrytym ,,H" .
- CHYBA KPISZ!?- zaryczał. Po raz kolejny użył broni.
- No chyba nie. - odparłam i obroniłam jego cios. Potem walka wyglądała jak z średniowiecza. Chłopak raz po raz we mnie uderzał mieczem, a ja za każdym razem broniłam ciosy. Parę razy nawet ja go zdzieliłam. Jeden, jedyny raz nie odparłam ataku i koleś walnął mieczem z całej siły w gałąź, przy pniu. Czułam, że zaraz spadnę i dorwie mnie. Ogarnęła mnie panika. Z pomocą przybył mi nikt inny, niż Sojusznik. Przyfasolił chłopakowi łapką w twarz. Łapką z wyciągniętymi pazurami. Na twarzy chłopaka została czerwona smuga, która rozprzestrzeniała się po całej twarzy. Byłam zdziwiona, nie mniej niż zdezorientowany zawodowiec. Przeszłam parę gałęzi wyżej i zaczęłam obcinać te pode mną. To jest właśnie jedno z tych moich niesamowitych pomysłów. Patyki spadały im na głowy. Jedna z grubszych gałęzi , którą wręcz musiałam piłować mieczem, aby spadła, trafiła jakąś dziewczynę w głowę, po czym owa panna straciła przytomność. Jakiś młodzik*, miał rozcięte czoło przez badyl ciśnięty przez Annie . Chwilę byli zdezorientowani, lecz potem się ,,obudzili" (oprócz nieprzytomnej dziewczyny) i stawili się do ponownej walki. Nieźle nam szło jak na pojedynek trzy na pięć. Nagle zaczęła mnie gonić jakaś muskularna dziewczyna. Zeszłam się na gałąź pode mną! Nie czekając na nic przeskoczyłam na drzewo obok. Gdy zobaczyłam, że zmierzała do skoku za mną, skoczyłam na kolejne drzewo. I tak w kółko, dosłownie. Zakręciłam je skacząc po drzewach w okrąg**. Znalazłam się drzewo od dziewczyn. Jednak babochłop (wyglądała jak chłopak z warkoczykami!) nie dawała za wygraną i mnie dopadła. Zaczęła mnie dusić. Zablokowała mi rękę z mieczem, ściskając ją między udami. W końcu przyszedł mi do głowy pomysł, zresztą jak zwykle:
- Hej-  szępnęłam resztą sił do niej- ładne masz buty.
- Rzeczywiście!- krzyknęła Lori, podziękowałam jej w duchu za pomoc- też bym takie chciała ale dali mi te...
Chciało mi się śmiać, gdy dziewczyna spojrzała na swoje buty, w końcu wszyscy mieli takie same! Wykorzystałam chwilowe uwolnienie i walnęłam ją w policzek, z całej siły. Oniemiały obojniak*** spadł na najniższą gałąź. Nagle,jakby spod ziemi wyrosła zakrwawiona Annie i przystawiła jej nóż do gardła. Olbrzymkę ogarnęła furia,uderzyła Annie w brzuch,  aż spadła na najniższą gałąź. Ledwo trzymała się na rękach. Chciałam zaatakować babochłopa, ale wyprzedziła mnie Lori ze swoimi nożykami. Wbiła jej nożyk, wydawało mi się, głęboko w rękę. Nagle zauważyłam coś rudego na ramieniu damskiego zawodowcy. To coś wstało ukazując swoje drobne ciałko - to wiewiórka! Ale  nie taka zwykła, to wiewiórka ze wścieklizną ! Z jej pyska toczyła się piana, i dziwacznie ruszała ząbkami, wydając przy tym dziwne dźwięki.
- Ej dziewczyny co się...- ledwo słyszalnym głosem odzywa się Annie.
- Uciekamy!-krzyknęłam, gdy doszłam do siebie. Wiewiórka zaatakowała już olbrzymkę, wgryzając jej ząbki w kark. Razem z Lori zeskoczyłyśmy z drzewa i pędziłyśmy przed siebie. Zorientowałam się, że nie ma z nami Annie!
- Szybciej! - popędzałam ją, wymachując rękami. Bałam się, że szalona wiewióra nas dogoni. A może już zaatakowała Annie, stąd było jej opóźnienie? Jeszcze bardziej nerwowo wymachiwałam kończynami. Na szczęście dziewczyna do nas dobiegła. Spostrzegłam, że wściekła wiewióra gryzła wtedy jakiegoś chłopaka, o kruczoczarnych włosach. Pozostali przy życiu zawodowcy zaczęli uciekać, a my poszłyśmy w ich ślady, tylko biegłyśmy w inną stronę. Truchtałyśmy dość długo w milczeniu. Zmęczenie pojedynkiem i gonitwą dały się we znaki. Stanęłyśmy aby odpocząć. Annie się do nas przytuliła. Dopiero teraz zauważyłam, że Sojusznik cały czas dzielnie za nami biegł!
- Dzielnego masz żbika, wiesz? - zapytałam retorycznie Annie.
- Żbika? - dziwi się. - Myślałam, że to kot!  - i wszystkie się zaczęłyśmy się śmiać.
  Nadchodziła noc, więc wdrapałyśmy się na jakiś dąb, wysoko nad ziemię. Aby trochę rozluźnić atmosferę zaczęłam sprawdzać dziuple w drzewach, w poszukiwaniu wściekłych wiewiórek. Na szczęście ich nie znalazłam. Mój kolejny świetny plan zadziałał i rozśmieszyłam dziewczyny. Wszystkie położyłyśmy się spać. Annie praktycznie zasnęła tuż po zamknięciu oczu. Ja prawie zapadłam w sen, ale przypomniałam sobie o ranie Lori! Szybko zerwałam się z rozwidlenia gałęzi na którym leżałam. Lori nie spała, za to siedziała spokojnie.Spojrzałam na jej ramię- materiał wokół niej był cały czerwony, lecz rana przestała krwawić. Tak myślę, w tych ciemnościach nic nie widać. Ten dziadek z piaskiem chyba już przyszedł, bo oczy zaczynają mi się kleić. Daję za wygraną i idę spać, zmęczona, spragniona i głodna, oby jutrzejszy dzień był lepszy...


~~~~~~~~~~~~~~~
* młodzik = chłopak
** chodzi mi o to, że Hannah skakała po drzewach mniej więcej w takim układzie (Lori i Annie znajdowały się na drzewie oznaczonym ,,@"; Hannah skakała po drzewach ,,o", zawodowiec dorwał ją na drzewie oznaczonym ,,u" ) :
  ooo
o      o
o      o
  ou@

***  nadal mi chodzi o babochłopa; jedną z zawodowców
dodaję te gwiazdki z tłumaczeniami, aby wszystko było jasne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz