czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 13- punkt widzenia Annie

  Nie mogę oddychać. Szczerze to biegniemy już bardzo długo, jednak gdy za każdym razem się obracam, zawodowcy biegną za nami truchcikiem i wcale się nie męczą co trochę mnie przeraża. Śmieją się i krzyczą że i tak nic nam nie pomoże, ponieważ i tak będziemy gryźć piasek. Tak naprawdę przez chwilę myślę... że to rzeczywiście prawda. Nie mam już siły. Ale zrobię to. Ucieknę przed zawodowcami. Muszę tylko w siebie uwierzyć. Przecież ja się nie poddaję.
 Te słowa mi pomogają. Zarzuciłam plecak, aby nie spadł mi z ramion. Przyśpieszyłam choć nie czuję już nóg. Sądzę że dziewczyny też przyśpieszyły ponieważ teraz biegły koło mnie i ciężko dyszały- zresztą tak jak ja. Sojusznik dzielnie biegnie koło nas zupełnie nie wzruszony, zupełnie tak jakby zobaczył jakąś mysz w krzakach i próbował ją złapać. Waham się, czy nie wrzucić go do plecaka.... jednak. Po pierwsze: zajęło by mi to dużo czasu, a po drugie byłoby to dla mnie dodatkowe obciążenie, choć Sojusznik był lekki. Co z tego, skoro czułam się jakby w moim plecaku były cegły i ciężarki. Zresztą i tak był teraz szybszy ode mnie. Nagle stało się coś co wprowadziło mnie w panikę. Lori nagle się zatrzymuje i wpatruje się w nóż który wystaje jej z ręki. Hannah podbiega do niej, łapiąc ją rozpaczliwie za rękę.
- Lori! Opatrzymy cię  ale teraz musisz biec! Błagam cię- i ona i ja miałyśmy łzy w oczach. Jednak Lori nie jest przejęta raną. Ona po prostu jest wkurzona. Błyskawicznie jednym ruchem ręki, wyjmuje nożyk z plecaka i rzuca nim przez ramię. Nie, nie chciała nikogo zabić. Zrobiła to samo, co ktoś zrobił jej. Wbiła nożyk w ramię chłopca, który zwinął się boleśnie. Wyciera rękawem krew i biegnie dalej, klepiąc przy tym chłopaka który stał nieopodal. Lori ma ogień w oczach, jednak widzę że krwotok jej przeszkadza a jednocześnie osłabia. Razem z dziewczynami, wbiegam do jakiegoś... no nie wiem. Sadu? Drzewa ustawione są blisko siebie jednak, jakby w jednym rzędzie. Błyskawicznie zaczynamy wspinać się na drzewa, pomagając sobie nawzajem, podciągając się za ręce. Z zaniepokojeniem patrzę na ramię Lori, jednak ona nadal rzuca nożykami tak zręcznie, że przez chwilę przestaję się tym zamartwiać. Z lekkim zdziwieniem, zauważam że żadna z nas nie chce nikogo zabić. Sama nie wiem dlaczego. Zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem się tak nie umówiłyśmy, jednak nie przypominałam sobie, aby coś takiego się zdarzyło.
 Hannah zręcznie wojuje mieczem, wymieniając parę sarkastycznych uwag, chłopakowi z którym walczyła, Lori rzuca nożykami w dłonie, ramiona, nogi. A ja stoję na straży ochraniając je i gdy tylko ktoś podchodzi do drzewa, strzelam z łuku w jego stopy i dłonie. Kątem oka zauważam jak Sojusznik, schodzi na niższe gałęzie i podchodzi do muskularnego chłopaka który walczył z Hanną. Chłopak uśmiecha się drwiąco jakby chciał powiedzieć "to żałosne, co ten kot tu robi?!", jednak Sojusznik go zaskakuje. Podnosi łapę i z całej siły uderza nią chłopca, jakby wymierzał mu policzek. Jednak, po chwili po twarzy przerażonego chłopca spływa całymi strumieniami krew. Jestem naprawdę dumna z mojego kota. Gdy tylko będę miała trochę czasu ( i przeżyję) to z całej siły go przytulę.
 Hannah wpada na genialny pomysł. Zaczyna obcinać gałęzie, zwalając je im na głowy. Jedna z dziewczyn dostaje w głowę i traci przytomność. Dość nieduża, zrzucona przeze mnie gałąź którą jednym zamachem, obcinam nożem, rozcina pewnemu chłopakowi czoło. Co z tego, skoro oni wstają i wydaje się tylko lekko oszołomieni, jednak dziewczyna nadal leży na ziemi nieprzytomna. Jednak wydaje mi się, że mamy przewagę. Na piątkę zawodowców- trzech chłopaków i dwie dziewczyny, naprawdę dajemy radę.
 Rana Lori, wcale nie przestaje krwawić. Przez to, że dziewczyna cały czas rzuca nożykami, dyszy coraz ciężej, i niemal mdleje, jednak bardzo dzielnie się trzyma. Hannah też opada z sił, bo skacze z drzewa na drzewo, ponieważ goni ją jakaś dziewczyna. Chcę jej pomóc jednak na najniższych gałęziach na nic się nie zdam. Łapię Lori za rękę i pomagam jej wejść na drzewo. Gdy jesteśmy już wysoko, zauważam że Hannah jest uwięziona w przesadnie umięśnionych rękach dziewczyny, która wygraża jej nożem. Patrzę Hannie głęboko w oczy i łudzę się że telepatia istnieje. Jednak jakimś cudem robi to co chcę. Odwraca jej uwagę przy czym dzielnie pomaga jej Lori.
- Hej- mówi do olbrzymki- ładne masz buty.
- Rzeczywiście!- krzyczy Lori- też bym takie chciała ale dali mi te...
 Olbrzymka jest chyba dość próżna, ponieważ opuszcza głowę i patrzy dumnie na buty. Nagle Hannah wymierza jej potężny cios w twarz otwartą ręką, a ja zaciskam zęby i skaczę na drzewo lądując na kolanach przy czym uderzam się głową w drzewo. Czuję krew spływającą po czole. Błyskawicznie podchodzę do wielkiej dziewczyny i przykładam jej nóż do gardła. Nie jestem wstanie nic powiedzieć więc tylko dyszę. A ona patrzy się na mnie, wkurzona że wszystkie 3 ją przechytrzyłyśmy. Cóż... Każda pomoc się przyda... Nawet kogoś, kto może zabić też mnie...
 Dziewczyna uderza mnie w brzuch, przez co spadam z gałęzi zawieszając się na jakiejś innej, która była niżej. Jestem całkiem zadowolona że wiszę na rękach, ponieważ i tak nie mogę oddychać przez potężny cios. Zauważam jeszcze, że Lori błyskawicznie wbija jej nożyk głęboko w rękę. Gdy udaje mi się dźwignąć na rękach, zaczynam ostrożnie chodzić po gałęziach aby zobaczyć co się tam dzieje. Gdy wystawiam głowę znad badyli, zauważam że Lori również przeskoczyła na drzewo, jednak razem z Hanną stoją, i wpatrują się w dziewczynę.
- Ej dziewczyny co się...- już wiem o co chodzi. Na ramieniu dziewczyny siedzi...
Wiewiórka.
 W sumie to jest całkiem słodka, jednak piana tocząca się z jej mordki i ostre zęby nie były zachęcające do zawarcia bliższej znajomości.
- Uciekamy!- wrzeszczy Hannah. A ja nadal wiszę na gałęzi.
- Jestem głupia- mówię i puszczam się gałęzi spadając w dół. Zahaczam o gałęzie które drą mnie za włosy i ranią skórę. Nie jestem aż tak wysoko, jednak adrenalina w tej chwili wynosi sto procent. Nie mam lęku wysokości, jednak nie chcę roztrzaskać sobie głowy! Spadłam i jak twierdzę nie jest źle, więc zarzucam plecak i biegnę w stronę dziewczyn które rozpaczliwie machają do mnie rękoma i mnie popędzają. Wiewióra właśnie wgryza się w kark jakiemuś chłopakowi z czarnymi włosami. Zawodowcy uciekają właśnie w popłochu a my postanawiamy zrobić to samo.Bierzemy nogi za pas i uciekamy ile sił w nogach. Tak. To się nazywa zabiegany dzień. Z trudnością przeżywamy z cztery kilometry nie wymieniając żadnych zdań. Przytulam się do każdej z dziewczyn, jestem z nich dumna. Dowiaduję się od Hannah że Sojusznik to żbik, a nie kot. Hmm... Racja, byłam głupia myśląc że to kot. Zaczyna się robić ciemno, więc wspinamy się na jakiś dąb, jednak Hannah dla żartów patrzy na dziury w drzewach, aby upewnić się czy nie ma tam jakiś wściekłych wiewiórek, co mnie doprowadza do stanu, w którym nie mogę przestać się śmiać. Mam dość dzisiejszej bieganiny, idę spać.


~~~~~~~~~~~~~~~

1 komentarz:

  1. Rozdział jest dość chaotyczny.Muszę przyznać, że nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi w zdaniu: ,,Jestem całkiem zadowolona że wiszę na rękach, ponieważ i tak nie mogę oddychać przez potężny cios." Co jedno ma do drugiego??? Tak samo jak rozbraja mnie ta olbrzymka. ,,Olbrzymka jest chyba dość próżna, ponieważ opuszcza głowę i patrzy dumnie na buty." Przecież na arenie każdy ubrany jest tak samo! A ona zachowuje się zupełnie bezsensownie.

    Gramatyka
    Pierwsze, co się rzuca w oczy to powtórzenia. Nie wiedziałam jak zaznaczyć, więc użyłam gwiazdek.
    ,,Szczerze to *biegniemy* już bardzo długo, jednak gdy za każdym razem się obracam, zawodowcy *biegną* za nami..."
    Sugestia: ,,Uciekamy już bardzo długo, jednak za każdym razem gdy się obracam..."
    ,,Zauważam jeszcze, że Lori błyskawicznie wbija jej nożyk głęboko w *rękę*. Gdy udaje mi się dźwignąć na *rękach*..." Ręka=dłoń.
    ,,i wpatrują się w *dziewczynę*.
    - Ej *dziewczyny* co się...- już wiem o co chodzi. Na ramieniu *dziewczyny* siedzi..." Po pierwsze: o kogo chodzi? O tę olbrzymkę? Bo straciłam wątek. Dziewczyna - trybutka

    Po drugie: przecinki. Nie wiem, czy po prostu się spieszyłaś, pisząc ten rozdział czy może nie znasz podstawowych zasad interpunkcji? Bo czasem mam wrażenie, że to drugie.
    Przed ,,który" piszemy przecinek.
    Przed ,,ale" piszemy przecinek.
    Przed ,,że" piszemy przecinek.
    itd.
    To podstawa.

    Po trzecie - czas. Myślałam, że nie masz z tym problemu, a tu taki miszmasz...

    Liczby pisz słownie.

    Nie wiem, co się stało. Przecież wcześniej pisałaś dużo lepiej...Serio, martwię się o ciebie.

    OdpowiedzUsuń