wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 14 - Hannah/Annie cz.2

 Annie pchnęła mnie do przodu, niewiele myślałam w tamtej chwili, ale wiedziałam, że musimy uciekać. I znów rozpoczęła się pogoń, której miałam dość. Biegłyśmy, gonione przez obiekt bliżej nieznanego pochodzenia, podejżewałam, że przez jakieś zwierzę-mutanta z Kapitolu. Nie myliłam się.
 Dobiegłyśmy dotąd gdzie się dało, bo dalszą drogę zagradzała nam wielka, głęboka przęłęcz, bez dna. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam Annie z roztarganymi włosami, a za nią małpo-koalę-tygrysa. Dokładniej; zwierzę miało pysk tygrysa, łapy małpy, a ciało i pazury koali. Stanęło jakieś dwa metry przede mną. Byłam sparaliżowana ze strachu. Mój umysł mówił tylko ,,uciekaj", a ja nie miałam gdzie zwiać. Wokół mnie była przepaść. Nie wiem nad czym rozmyślał ten stwór, lecz mogłam się domyślać, że nie będzie stał w bezruchu, w nieskończoność, w przeciwieństwie do mnie. Bestia rzuciła się na mnie, ze strzałą Annie  w karku. Jej ciężar zepchnął mnie w przełęcz. Kopnęłam go w brzuch z całej siły, oderwując go od siebie.Wielki zmiech poleciał na samo dno, ja za to chwyciłam się jakiegoś wystawającego fragmentu urwiska. Słowa Annie wyciągnęły  mnie z przedziwnego stanu, którego nie mogłam określić:
- Hannah, chwyć moją rękę! - po czym wysunęła dłoń. Chyba byłam w stanie ją chwycić. Tak sądziłam. Wisiałam na jednej dłoni, a reszta ciała, swobodnie falowała, zgodnie z ruchem wiatru, nad czarną czuleścią. Jedynym sposobem było chwycenie się wolną ręką, Annie. 
 Przeliczyłam się. Gdy uchwyciłam dłoń dziewczyny, i dałam się jej wciągnąć spadłam jeszcze niżej, miała za mało siły aby mnie sprowadzić na stały lond. Zsunęła mi się ręka i zaczełam spadać w dół, lecz złapałam się jakiegoś kolejnego wysuniętego fragmentu, byłam wtedy tak daleko od Annie, że ledwo ją widziałam. Do tego skalny ,wysuwek' zaczął pękać. Wiedziałam, że to koniec. Wzięłam trzy środkowe palce i przyłożyłam je do ust, potem wycelowałam w stronę Annie mam nadzieję że mnie widziała i słyszała:
- Pamiętaj, zwycięzca jest tylko jeden ! - to były moje ostatnie słowa, ponieważ potem tylko czułam, że wpadam w nicość, wymachiwałam rękami i nogami na wszystkie strony lecz to nic nie dawało. W żołądku mi się przewracało od prędkości, aż w końcu spotkałam się z dnem przełęczy. Zimnym podłożem, oraz bólem we wszystkich kościach. Z każdą sekundą bolało coraz mniej, a świadomość odchodziła z cierpieniem... Tak to najprawdziwszy koniec. 

1 komentarz:

  1. Super zapraszam też do mojego bloga:

    http://25ig.blogspot.com/

    http://62ig.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń