piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 14- punkt widzenia Annie/Hannah cz 1


Budzą mnie rozradowane ptaki, które głośno śpiewają. Podnoszę się na rękach i walę się głową w gałąź. Pocieram ją z grymasem bólu na twarzy. Jest już jasno, a więc uznaję że trzeba obudzić dziewczyny i ruszać w drogę.
-Looori...- mówię ospałym głosem, ze zmrużonymi oczami- Loori, wstawaj musimy iść...
 Nie słyszę żadnej odpowiedzi i narzekań takich jak: "jeszcze chwilka", albo " tak tak, już wstaję". Zamykam całkowicie oczy i wyciągam rękę w stronę miejsca gdzie leży Lori. Próbuję złapać ją za ramię, aby nim potrząsnąć, jednak nie mogę go wyczuć. Sięgam ręką niżej, aby ją złapać, jednak moja ręka opada na korę. Gwałtownie otwieram oczy, z nadzieją że Lori przeniosła się na wyższą gałąź. Kto wie, z zasady się kręcę, a więc może jej to przeszkadzało. Rozglądam się dookoła, aby zobaczyć gdzie ona się podziała. Podnoszę się na zesztywniałe nogi i zaczynam wspinać się na gałęzie.
-Lori-wołam cicho- Lori, gdzie jesteś? Lori...
Wkrótce dochodzę do wniosku, że jej tu nie ma. Stoję na gałęzi, a tuż pode mną Hannah smacznie sobie śpi.
-Hannah, wstawaj- mówię stanowczo- Hannah rusz się, Lori zniknęła- aż szkoda jest mi ją budzić na pewno jest zmęczona, ale co mam innego zrobić? Biorę do ręki żołędzia i rzucam nim w dziewczynę. Szybko się podnosi.
- Co jest? Co się stało?- mówi cicho.
-Lori zniknęła! Choć idziemy jej poszukać.
Hannah szybko się jakoś ogarnęła, Sojusznik upolował sobie mysz, a ja z moją przyjaciółką, zaczęłyśmy prędko rzuć rodzynki, a wielką garść zamierzamy dać Lori. Mojej drugiej przyjaciółce. Oczywiście gdy ją znajdziemy.
Hannah bierze swój miecz, a ja łuk. Z przykrością, zauważam, że mam już tylko dwie strzały. Idziemy szybko. Nie ukrywam że się martwię. A co, jeśli dopadli ją zawodowcy? No teraz to tak naprawdę Grover, została nas czwórka. Nie, nie mogę tak myśleć, to po prostu nie możliwe!
Razem z Hanną dochodzimy do przyjemnej polanki. Podoba mi się tu, jednak ptaki wcale tu nie śpiewają, w ogóle panuje tu jakaś zła atmosfera. Zdecydowanie. Razem z Hanną czujnie idziemy przez polanę, gotowe aby odnaleźć Lori. Nagle, zamieram. Hannah również.
Czuję się tak, jakbym spadła z dziesiątego piętra. Nie mogę złapać tchu. Nie, to po prostu nie możliwe, to tylko jakiś okrutny żart. Jak to się mogło stać?! Jak do tego doszło? Po chwili razem z Hanną głośno płaczemy i klęczymy przy martwej Lori. Czuję się tak, jakby umarła moja najbliższa siostra. Tak również bym się czuła, gdyby spotkało to Hannę. Już nie ma dla niej ratunku. Teraz zapewne jest gdzieś tam, na górze i patrzy się na nas ze wzrokiem anioła. Czujnie się na nam przygląda ze smutnymi oczami i domyślam się, że jedyne czego by teraz chciała, to tego abyśmy nie płakały. Jednak zupełnie nie mogę się powstrzymać. Gdy widzę ją w kałuży krwi, czuję się tak, jakby ktoś tłukł mnie ciężką wazą po głowie. Hannah oparła się na moim ramieniu i nie kontrolowanie wybucha płaczem. Robię to samo. Każda z nas jest wstrząśnięta. Dopiero po dłuższej chwili zauważam, że z piersi Lori wystaje nożyk.
 Jej, nożyk.
Na myśl o tym, że popełniła samobójstwo, zaczynam płakać jeszcze głośniej, i upadam na ziemię. Czy to przez nas? Może miała już dosyć życia na arenie? A może... to przez Sophie? Chociaż wcale nie miałyśmy ochoty opuścić Lori, wiedziałyśmy że musimy to zrobić. leży tu już od nocy, a więc lada chwila po nią przylecą. Każda z nas, obdarza ją pocałunkiem w jej zimne czoło. Chociaż już się z tym pogodziłyśmy, co pare minut, któraś z nas wybucha głośnym płaczem. Wykonujemy stary gest, który jest oznaką szacunku i wykorzystuje się go  na pogrzebach. Po chwili, musimy biec.
 Ktoś, lub coś, nas goni.

1 komentarz:

  1. Po pierwsze: Czemu ten rozdział nazywa się ,,Punkt widzenia Annie/Hannah", skoro narratorką jest tylko Annie?
    Czemu to ciało tam jeszcze leżało? Poduszkowiec powinien je od razu zabrać.
    Ale ogólnie fajnie wyszło :)

    OdpowiedzUsuń