niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 13- Punkt widzenia Lori

Biegniemy. Mój plecak (chociaż w ostatnich dniach się nieco opróżnił) jest teraz tak ciężki, jakbym nasypała tam gruzu. Czuję narastające napięcie, przez krzyki goniących nas zawodowców. Kręci mi się w głowie. Za dużo się dzisiaj dzieje. Otrząsam się i widzę, że Annie biegnie przed nami. Spoglądam na Hannę. Dobywa miecza, jednak odciągam ją od tego zamiaru (zaatakowania przeciwników). Nie jest to dobrym pomysłem, zwłaszcza przy naszym zmęczeniu i złej pozycji strategicznej, gdzie to my jesteśmy jakieś parędziesiąt metrów od naszej towarzyszki, a zawodowców jest pięciu. Łapię ją na rękę . Na początku się opiera, ale potem daje mi się ciągnąc, aż do momentu kiedy sama tracę siły.Jednak mimo wszystko przyśpieszamy i w końcu doganiamy Annie. Biegniemy tak parę minut, a drzewa zaczynają się zmieniać. Nie potrafię określić jak, bo właśnie, jakby nie patrzeć, biegnę co sił w nogach jak najdalej i jak najszybciej, nie zwracam uwagi na takie rzeczy. Nagle czuję jakby ktoś wbijał mi igły w rękę. Patrzę na źródło. Widzę krwawiącą ranę . A przede mną wbity w ziemię nóż. Staję w miejscu i  analizuję całą sytuację a, Annie i Hannah się na mnie patrzą. Na szczęście rana jest powierzchowna, więc nic poważnego nie powinno mi się stać.  Zaciskam zęby.
-Lori, opatrzymy cię, się teraz musisz biec ! Błagam cię !!!- Krzyczy Hannah i dynamicznie chwyta moją dłoń, pociągając za sobą. Ma rację. Spoglądam na ramię i coś w środku mnie zaczyna buzować. Bez namysłu biorę swój nożyk i dynamicznie rzucam w stronę Grovera.  Biegniemy dalej. Widzę po twarzy mojej sojuszniczki, że przejmuje się moją, teraz bardzo intensywnie krwawiącą, raną.  Kiwam do niej głową, że jest w porządku. Nagle widzę, że drzewa się zmieniły i są idealne do wspinaczki. Puszczam dłoń Hanny mając nadzieję, że wpadnie na równie dobry pomysł. Zaczynam się wspinać na jedno z drzew. Widzę, że Annie również to robi. Hannah przybiega do mnie i zaczyna się wdrapywać na sąsiednie drzewo.  Niestety nie jestem w stanie myśleć i przypadkowo podciągam się na swojej krwawiącej ręce. Oczywiście zaraz potem spadam. Na szczęście Annie i Hannah w porę wciągają mnie na to diabelskie drzewo, bo już dobiegają do nas zawodowcy. Jesteśmy na jednej z niższych gałęzi, a Grover i paczka już nas dosięgają. Czuję mrowienie w lewym ramieniu… No ale cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Zaciskam zęby. Dostałam wcześniej od dziewczyn dwa nożyki , które miały w plecakach, nie tracąc czasu zaczynam nimi dźgać przeciwników. Annie jest czujna z łukiem w ręku. Chyba nie chce tracić strzał.  Nagle Hannah przeskakuje na inne drzewo i zaczyna walczyć z jakimś kolesiem.  Chwieje się ,a na pomoc jej dociera Sojusznik !!! Odwracam głowę z powrotem na swoje problemy. Rozcinam jednemu chłopakowi wargę. Kręci mi się w głowie gdy tylko spoglądam na swoją głęboką ranę, ale chwytam mocniej nożyki i staram się o tym nie myśleć.  Annie, widząc mój słaby stan, podciąga mnie na wyższą gałąź . Widzimy, że Hannah udziera się z jakąś strasznie tęgą babką.
-Hej, masz ładne buty!- mówi na tyle głośno, że daję radę to usłyszeć.
-Rzeczywiście też bym takie chciała, ale dali mi te…-mówię zrozumiawszy pomysł Hanny.
Brzydalka okazuje się być zadufaną w swoim wyglądzie, więc spogląda na buty. Korzystając z chwili nieuwagi przeciwniczki Hannah uderza ją w jej próżny łeb. Nagle przybiega Annie i przykłada tej grubej trybutce nóż do gardła.  Niestety jej przeciwniczka odpycha ją mocnym uderzeniem w brzuch. Przeskakuję z gałęzi na gałąź by pomóc koleżance.  Gdy jestem dostatecznie blisko ciskam w zawodowca nożem w rękę. Niespodziewanie zauważam wiewiórkę na ramieniu dziewczyny.
- Uciekamy!!!- wrzeszczy Hannah. Annie na tą komendę puszcza się gałęzi i spada z impetem na ziemię. Jednak mimo wszystko się podnosi i zabiera się do biegu. Ja z Hanną podążamy w jej ślady i ruszamy w głąb puszczy.  Widzę kątem oka, że towarzysze Grovera, albo uciekają, albo są zagryzani przez wiewiórkę. Niestety sam Grover już dawno znikł gdzieś w głębi lasu. Idziemy jakieś cztery kilometry nie rozmawiając. Ten dzień jest okropny …  Krew w mojej ranie powoli krzepnie, więc może jakoś przeżyję.  Po jakimś czasie znienacka czuję ciepły uścisk Annie. To był ciężki dzień…  Wnet Hannah oznajmia Annie, że Sojusznik to definitywnie żbik. Nasza towarzyszka wygląda na nieco zdziwioną, a później się śmieje.
Zachodzi słońce. Wszystkie jesteśmy doszczętnie zmęczone , więc postanawiamy zatrzymać się na nocleg. Wspinamy się na jeden z dębów. Hannah, żaby rozładować ciężką igrzyskową atmosferę, patrzy po dziurach w pniu , w poszukiwaniu Krejzi Wiewiórek. Usadawiamy się na gałęziach zabezpieczone liną. Annie od razu zasypia. Hannah leży próbując zasnąć . Ja siedzę oparta o pień.  Tyle się dzisiaj wydarzyło, aż za dużo. Ni stąd ni zowąd Hannie przypomina się o mojej ranie i o obietnicy opatrzenia jej, jednak już nie krwawię i nie czuję bólu, więc mówię jej żeby szła spać. Parę minut później zasypia. Ja nadal siedzę na gałęzi. Na sklepieniu wyświetlają się twarze dzisiaj poległych. Parę osób z różnych dystryktów no i … no i Sophie.  Teraz na arenie jest nas tylko czwórka… Biedna Sophie! Zeskakuję z drzewa, biorę na wszelki wypadek swój nóż i ruszam na spacer, by wszystko przemyśleć .  Taka mała i taki głupi los! Życie jest okrutne ,a ja… Ja jestem mordercą. Idę kopiąc jeden nieszczęsny kamyk . Przygryzam wargę.  Dochodzę na małą polanę. Siadam na ziemi. Oddycham głęboko. Przypominam sobie moje wcześniejsze słowa : ,,Zabiłabym tego kto by ją (Sophie) zabił’’. Chwytam mocniej nożyk . Pociągam nosem, zamykam oczy. Podnoszę rękę. Mocnym i spokojnym ruchem ręki, wbijam ostrze w swoją pierś.  Świat zaczyna wirować. Ronię łzę . Robi mi się biało przed oczami. Ostatni raz spoglądam na świat i padam.
______________________________________________________________________________
1. Przepraszam, że tak późno :c
2.No i historia Lori się zakończyła. Mam nadzieję, że lubiliście czytać moje posty. Bardzo się starałam pisząc rozdziały. Jeślibyście mogli, to zostawcie po sobie komentarz z opinią mojej pracy-byłabym bardzo wdzięczna. Chciałam również podziękować Wam- czytelnikom za wyrozumiałość przy moich błędach. Teraz gdy nie będę pisać nowych rozdziałów, będę poprawiać te starsze. Miło mi, że tyle Was czyta nasz blog. 
Pewnie niedługo zacznę pisać nowy blog na podstawie ,,Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy'' Krótki opis : Zastanów się- Co by się stało gdyby ktoś zniszczył Mgłę?? + również od nowego roku szkolnego zaczniemy wraz z dziewczynami pisać blog na podstawie Percy'ego.
3. Chciałam bardzo podziękować dziewczynie ukrywającej się pod pseudonimem Annie J, która czytała nasze rozdziały i zawsze zostawiała po sobie jakiś obiektywny komentarz, żeby ulepszyć nasz styl pisania. Naprawdę bardzo mi pomogłaś dziękuję c: W podziękowaniu chciałam zareklamować jej blog opowiadający dalszą cześć historii Harrego Pottera http://harrypottercobylodalej.blogspot.com
      OGÓLNIE BARDZO DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA CZYTANIE BLOGA. BYŁA TO WIELKA PRZYJEMNOŚĆ PISAĆ DLA TAKICH CZYTELNIKÓW . WSPANIAŁYCH WAKACJI I NIECH LOS ZAWSZE WAM SPRZYJA . BUZIACZKI :*                                                                                                                                              



1 komentarz:

  1. Ojej!!! Dziękuję! :D ^^ Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jakoś pomogłam :)
    Lori popełniła SAMOBÓJSTWO!?? No dobra, tego się nie spodziewałam. Ale czemu? Po cichu liczyłam na to, że może wygra :( A teraz... Szkoda, że skończyłaś pisać.
    Jeszcze raz dziękuję. Za zareklamowanie mojego bloga i za miłe chwile, które spędziłam na czytaniu punktu widzenia Lori. A, i chętnie poczytam o Percy'm, chociaż nie znam kanonu.

    Życzę Weny,
    Annie J (Ech, chyba muszę zmienić ten nick, bo już mnie wkurza.)

    OdpowiedzUsuń