czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 11- punkt widzenia Annie

 Budzi mnie głośne drapanie Sojusznika. Podnoszę się na łokciach i widzę jak kot opiera się przednimi łapami o drzewo, i drapie je niemiłosiernie głośno przy czym cicho miauczy.
- Co ty robisz?- pytam z nadzieją że mi odpowie. Podchodzę do drzewa , biorę zwierzaka na ręce i stawiam obok drzewa. Patrzy się na mnie jakby z wyrzutem. Z tego co pamiętam, koty machają ogonami gdy coś im nie pasuje. Czuję że kot ma ochotę znowu podejść do drzewa, ale powstrzymuję go stawiając przed nim nogę. Nagle robi skok i drapie drzewo od drugiej strony. Przybliżam się do pnia i patrzę w górę. Już wiem dlaczego kot tak zareagował.
 Widział tam człowieka.
 Gdy bliżej przyglądam się chłopakowi, zauważam że jest to chłopiec z szóstki. Ten sam, który uratował mi wcześniej życie. Ma blond włosy, wysportowane ciało, a na dodatek jest całkiem przystojny. Gdy mnie widzi, drga nerwowo.
- Nic ci nie zrobię- mówię spokojnie. Chłopiec patrzy się na mnie nie pewnie,aby zastanowić się, czy ma uciekać, zejść na dół, lub zostać na drzewie. Wkrótce schodzi z drzewa i staje przed drzewem z rozstawionymi nogami i lekko uniesionymi rękoma, tak, jakby zaraz miał uciec.
- Jestem Back- mówi chłopak i podaje mi rękę.
- A ja Annie- odpowiadam bez uścisku jego dłoni. Back gapi się na mojego kota, który się za mną schował i zza moich łydek, wystaje tylko jego głowa.
- Można pogłaskać?- pyta uśmiechnięty.
- Nie- odpowiadam. Chłopak się śmieje.
- I tak to zrobię- Back podchodzi do Sojusznika i głaszcze po głowie. Prawie parskam śmiechem, gdy kot wbija pazury w ramie chłopca i tworzy się wielkie zadrapanie.
- Mówiłam żeby nie głaskać- podnoszę głowę i idę w stronę plecaka. Ten Back to chyba jakiś pajac. Co jak co, ale uratował mi życie. Nie będę mu zatruwać życia.
- Podejdź tu- mówię grzebiąc w plecaku.
- Ale po co?- dziwi się Back- chyba nie masz zamiaru mnie zabić. Prawda?- ostatnie słowo mówi tak, jakby naprawdę myślał że mam zamiar wbić w niego nóż.
- Nie spokojnie- śmieję się cicho.- Chcę tylko zabandażować ci tą ranę, którą zrobił ci Sojusznik- Zauważam że ma czerwoną krechę na twarzy- No i jeszcze ta rana na policzku.
- Sojusznik?- pyta się zdziwiony.
- Tak, to mój kot.
- Szczepiłaś go na wściekliznę?- po ty słowach, walę go pięścią w ramie. Back niemal krzyczy, ale zatykam mu buzie ręką.
- Cicho bądź. Nie dość, że możesz swoją krwią przywołać dzikie zwierzęta, to jeszcze krzyczysz.
- Wybacz- mówi cicho.
 Po 20 minutach opatrywania ran, chłopak daje za wygraną.
-Masz coś do jedzenia?
Po upływie pół godziny, wyruszamy na polowanie. Po kilku minutach Back zadaje mi pytanie.
- Jesteśmy sojusznikami?
- Nie- odpowiadam stanowczo- po polowaniu każdy pójdzie w swoją stronę.
 Chłopak wydaje się trochę smutny, ale po chwili wziął się w garść. Nagle zauważam błysk w krzakach. Podchodzę bliżej i nie wierzę własnym oczom. Łuk! Brązowy, połyskujący łuk z zaostrzonymi strzałami, które mogłyby powalić każdego. Zaczyna mnie coś zastanawiać. Po Po prostu ktoś go wyrzucił w krzaki? Pozbył się tak cennej broni? Docierają do mnie wszystkie okoliczności i jak poparzona odskakuję od łuku.
- O co to?- mówi chłopiec i chce podejść do krzaków.
- Nie podchodź!- krzyczę łapiąc go za rękę. To pewnie pułapka.
 Chłopak posłusznie się odsuwa i ku mojemu zdziwieniu, bierze kilka kamieni i zaczyna nimi rzucać w strone łuku.
- Gdzie tam- mówi Back- Żadna pułapka. Podejdź i weź.
 Byłam chyba na tyle głupia, że podeszłam do łuku i go wzięłam. Bez żadnego uszczerbku. Założyłam kołczan na ramie i wzięłam łuk do ręki. Teraz czułam się mniej więcej bezpieczna.
- Annie, idź dalej sama, dam sobie rade z upolowaniem czegoś- powiedział chłopak.
- W porządku. Ale chcę abyś mi coś wytłumaczył. Dlaczego uratowałeś mi wtedy życie?
 Niestety się nie dowiedziałam, ponieważ Back właśnie przedzierał się przez gałęzie, aż w końcu znikł mi z oczu. Nagle słyszę armatę. Obracam się i biegnę w kierunku, w którym poszedł Back, aby zobaczyć czy żyje. Wbiegam w krzaki ale nie widzę chłopaka, za co słyszę czyjś głośny płacz. Biegnę w tamtym kierunku, lecz gdy jestem przy celu zatrzymuje się za krzakami. jest tu całkiem przyjemnie, słońce przedziera się przez liście i jest ciepło, ale to nie czas na zachwycanie się przyrodą. Widzę Lori, która trzyma w ramionach małą dziewczynkę.
- Sophie!- krzyczy Lori na całe gardło- Nie! Nie Sophie! Otwórz oczy!
Słuchanie jej płaczu, sprawia, że prawie sama zaczynam płakać. Podjęłam decyzje. Przedzieram się przez krzaki i dobiegam do Lori.
-Lori! Uspokój się, co się stało?- jednak wydaje mi się, że ona wcale mnie nie słucha i nadal krzyczy.
- Sophie!! Nie!! Błagam, nie!
- Cicho, proszę zaraz ktoś nas tu znajdzie- mówię spokojnie po czym Lori się uspokaja i odwraca w moją stronę.
- Teraz mi powiedz- kto ją zabił?
Lori patrzy się na mnie swoimi zaczerwionymi oczami od płaczu.
- Ja- odpowiada cicho.
 Jej słowa do mnie nie docierają.
-Ale jak to? Nie rozumiem.
- Po prostu... - łka Lori- ktoś był w... krzakach, no i ja... się wystraszyłam... i... i... rzuciłam tam nożem.
Spoglądam na dziewczynkę i widzę nóż, sterczący z jej piersi. Mocno przytulam Lori, która zaczęła cichutko płakać. Nie ma ratunku dla tej dziewczynki. Współczuje Lori, której poczucie winy, nie da spokojnie zasnąć.
- Rozumiem, jak się czujesz, ale proszę chodźmy stąd. Muszą zabrać zwłoki, a poza tym pewnie ktoś nas usłyszał. Musimy ruszyć w drogę.
 Lori kiwa głową i podnosi się. Stajemy obok siebie i patrzymy się na biedną Sophie. Zapłakana dziewczyna patrzy się na mnie, a ja wiem o co jej chodzi. Kiwam głową. W tym samym momencie, razem z Lori przykładam trzy palce to ust i wystawiam je przed siebie. następnie bez obracania się, odchodzimy.
 Bez słowa idziemy przed siebie. Nie mam zamiaru jej zagadywać i udawać, że wszystko będzie dobrze. Niech wszystko sobie przemyśli.
 Po pół godzinie, przysiadamy przy drzewie i pijemy wodę częstując się rodzynkami. Słyszę jakieś głosy zza drzew. Na początku myślałam że to jakieś rozwrzeszczane ptaki, ale dźwięki zaczynały być jakieś bardziej... ludzkie, jakby wydawał je człowiek. Razem z Lori, szykuję się do obrony. Zrywamy się na równe nogi gdy słyszymy głos Hanny. Nie ważne co się teraz stanie. Nie wybaczyłabym sobie , gdybym jej nie pomogła. Gdy wbiegam na "pole bitwy" zauważam zgaszone już ognisko, jakieś porozrzucane koce i ogólnie panuje tutaj totalny chaos. Porozrzucane połamane gałęzie i suszone owoce leżące na podłodze. Pieniek który pewnie służył za ławkę, właśnie leżał w zgaszonym ognisku i widać było na nim głębokie cięcia, tak jakby ktoś uderzał w pieniek... Siekierą. Słyszę jak Hannah błaga aby chłopak darował jej życie. Zaraz ją uratuję tylko muszę upewnić się, czy nikogo więcej tutaj nie ma. Zauważam tułów jakiejś dziewczyny. Ale...
 Bez głowy.
 Głowa leży nieopodal. Gdy ją widzę, mam ochotę krzyczeć, wymiotować, ale nie mogę ponieważ Hannah leży właśnie na ziemi, a nad nią stoi jakiś chłopak z siekierą i zaraz jej odetnie głowę. Lori wbija nóż w łydkę siekierowego, co na chwilę go spowalnia ale nadal przymierza się do odcięcia głowy biednej Hannah. Bez zastanowienia wyciągam strzałę i strzelam prosto w głowę chłopaka, który upada na plecy. Siekiera wbiła mu się w brzuch, z którego leje się potok krwi.
 Właśnie zabiłam swojego brata. 

6 komentarzy:

  1. Wooow! To był jej brat? Gratuluję pomysłu :). Ale to nie poznała go wcześniej czy po prostu wolała ratować Hannah?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Znikł" w czasie dokonanym i to w czasie przeszłym?! Co to ma być za ignorancja?! Ile wy macie lat? 8? Dziecko w podstawówce wie takie rzeczy! A jak chcecie coś pisać, to nie publikujcie tego z błędami! A ten nagłówek? No pożalsięboże wycięty w paintcie! Odnosząc się do innego wpisu:NALEŚNIKI Z NUTELLĄ? Gdzie wy żyjecie! Internety dzieci dostały i głupoty wypisują i innych ogłupiają.... Gdzie ja żyje! A co robi jakiś kot na arenie? Może poluje na drapieżne zwierzęta, hmm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego ,,A ten nagłówek? No pożalsięboże wycięty w paintcie!'':

      Ten nagłówek nie jest żadnym czymś wyciętym w paincie, bo znikąd go nie wycięłam, lecz posklejałam z tych zdjęć:
      http://oi39.tinypic.com/347bu3b.jpg
      Z tych w górnym rzędzie użyłam głowy i włosy, a z trzech pozostałych powycinałam fragmenty strojów. Następnie wszystko łączyłam na takiej zasadzie:
      http://oi39.tinypic.com/34owze1.jpg

      Masz prawo by ci się nie podobał (ja sama nie do końca go lubię), ale pomyślałaś może o tym, że jest to amatorski nagłówek? Mam jedynie 13 lat i doświadczenia graficznego na chwilę obecną niewiele, ale dopiero się rozkręcam. Mam zamiar dalej się rozwijać i poprawiać w tym kierunku, więc zamiast krytyki (zresztą nietrafnej bo nagłówek był robiony w Gimpie, a nie w Paincie i nie był znikąd wycięty, a posklejany, o czym pisałam wyżej) wolałabym jakąś motywację, np. dobrą wskazówkę..

      Usuń