niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 12 - punkt widzenia Hannah

 Szybko wstałam na nogi i otrzepałam się z ziemi. Próbowałam  wszystko ułożyć sobie w głowie, tak więc, Josh zabił Chanel i również mnie chciał zabić lecz uratowała mnie Annie i Lori. Po pierwsze - dlaczego Josh zerwał sojusz i chciał mnie zabić? Po drugie co tu robią dziewczyny? Josh chyba powiedział, że Annie chce go zabić, dopełniła swego. Lori po prostu z nią przyszła, ot, do pomocy. Jednak wciąż nie rozumiałam wszystkiego! Dlaczego zerwał sojusz?! Ufałam mu... Dopiero po jakimś czasie orientuje się, że patrzyłam, cały czas na Annie, która kopała  jakąś gałąź. Ze złością, spowodowaną niewiedzą i dezorientacją, odwróciłam się  i zaczełam rozrzucać badyle dookoła siebie, jakby mi przeszkadzały. Lori i Annie kręciły się wokół mnie i próbowały mnie uspokoić, co jeszcze bardziej mnie rozjuszało. W końcu Annie dała za wygraną i odpuściła, podobnie jak Lori. Oglądnęłam się za nią; świetnie! nagle zajęła się bratem. Niewiem co ona tam robiła, ale kleńczała przy nim. Po głowie chodziła mi jedna myśl, która w końcu znalazła upust w moich ustach:
- Zrobiłaś co miałaś zrobić. - mimowolnie się uśmiechnęłam, brzmiało to śmiesznie; wykonała robotę. Chwila, czy ja wariuję?
- O co chodzi? - zapytała się. Wyglądała na naprawdę zdziwioną, ale po zdradzie Josha będę ostrożniejsza. Podeszłam do niej, w tamtym momencie byłam rozeźlona; na Josha, bo mnie oszukał, na Annie, że go zabiła i na siebie bo jestem zagubiona, uwieżyłam Joshowi, i pomimo tego wszystkiego coś do niego czuję, choć jest już za późno na wyznania. Poirytowana, przyznam szczerze, wysyczałam:
- Myślisz, że niewiem? - dziewczyna starała się, za wszelką cenę, założyć maskę niewiedzy, za to ja musiałam od niej to wyciągnąć, musiałam to usłyszeć z jej ust- Josh mi wszystko powiedział.
Annie się odsunęła, we mnie wstąpiła furia i podciągnęłam Annie za plecy kurtki, dzięki czemu zjechały jej rękawy. Teraz Annie była wkurzona:
- Co do cholery?! - jeszcze się pyta!
- Nie udawaj, że nie wiesz. - właściwie to ja już sama wątpiłam w to wszystko. Może Annie naprawdę nic nie wie? Ale, chyba Josh sobie tego nie wymyślił? Opuściłam wzrok, było mi wstyd, że zaatakowałam dziewczynę, wyładowywując swoje emocje na niej.
- O co ci chodzi Hannah? - zapytała. Powiedziała to takim głosem, że albo jest naprawdę zdezorientowana, albo jest super aktorką-trybutem.
- Nie spodziewałam się, że taka jesteś. Myślałam że jesteś dobra. I że kochasz swojego brata- wyrzuciłam z siebie.
- Chodzi, ci o to, że go zabiłam? - miałam ochotę powiedzieć coś chamskiego i ironicznego, lecz mnie wyprzedza - Czuję się źle z tego powodu. Może Josh nie był kochanym prze zemnie bratem ale ja nie chciałam go zabić. Nawet nie wiedziałam że to on. Po prostu widziałam że grozi ci niebezpieczeństwo... Dlatego to zrobiłam.
Teraz to byłam w kropce. Postanowiłam walić prosto z mostu:
- To było w nocy, w dniu wyjścia na arenę, spotkałam Josha w jadalni. I wiesz, co mi powiedział?
 Widziałam, że Annie drgają ręcę, ale kontynuowałam:
- Mówił mi, że gdy przyszłaś do jadalni, powiedziałaś że postarasz się go zabić.

Nagle dziewczyna otworzyła buzie ze zdumienia.
- To nie prawda- spojrzała mi w oczy - Przysięgam.
Potrzebowałam chwili spokoju, musiałam sobie to ułożyć wszystko w głowie. W sumie składa to się w jedną logiczną całość, lecz gdy tylko myślę o tej tezie moje serce pęka na milion kawałków. Spojrzałam na Annie i Lori, próbując wyczytać coś z ich twarzy. Nic, zero żadnych emocji.
- Nie wierzę ci. - odpowiedziałam beznamiętnym głosem. Moje serce wygrało. Odwróciłam się, aby od nich odejść, lecz zatrzymał mnie krzyk Annie.
Wiecie co?- odwróciłam się zaciekawiona, a ona szła w tył, prosto w piaski. - Jeśli mi nie wierzycie to nie. Szczerze mówiąc, to mam to wszystko gdzieś! Idźcie sobie co chcecie róbcie sobie co chcecie, ja nie mam zamiaru.. Zapewne Annie w tamtym momencie poczuła, że znajdowała się w ruchomych piaskach. Umysł był za dziewczynami, a serce za Joshem. Jednakże to w razie potrzeby, tak jak wtedy do myślenia potrzebny mi bardziej mózg. Szybko obmyślam plan.
-Annie!- Lori, podbiegła do niej,starała się jej pomóc. Kiedy mój plan był gotowy, omówiłam go z Lori i po chwili przystąpiłyśmy do działania. Następnie na brzegu miałyśmy całą, choć brudną Annie. Odpoczywałyśmy, bo wyciągnięcie jej było nie lada wyczynem. Annie nam dziękowała, a ja zdaje sobie sprawe, że muszę powiedzieć jej, do czego doszłam:
- Wierzę ci.
  Szłyśmy, a raczej włóczyłyśmy się, po arenie od jakiegoś czasu. Towarzyszył nam żbik Annie - Sojusznik. 
- Idę poszukać jakiegoś jedzenia. - odparła Lori.
- Idziemy z tobą. - powiedziała Annie, po czym spojrzała na mnie. Przytaknęłam głową twierdząco. 
- Nie idę sama! - krzyknęła Lori, aż ptaki z pobliskich drzew, uciekły.
- A co jak ci się coś stanie? - zapytałam spokojnym głosem.
-Mam nożyki. - razem z Annie odpuściłyśmy i pozwoliłyśmy Lori iść samej. Ann dała jej jeszcze garść suszonych owoców, aby nie była głodna. Potem same zjadłyśmy trochę owoców i zieleniny. Następnie ruszyłyśmy w drogę. Po jakimś czasie usłyszałam jakieś krzyki. W odruchu przylgnęłam do drzewa, przyciągając do siebie Annie. Nagle zza krzaków, wyleciała poobijana Lori która wrzasnęła mi prosto w twarz:
-Uciekajcie!!!


2 komentarze:

  1. Z zadowoleniem muszę stwierdzić, że ten rozdział jest widocznie lepszy od poprzedniego :).
    Jak widzę, jednak zdecydowałaś się pisać w czasie przeszłym. I dobrze, każdy powinien pisać tak, jak umie najlepiej. Co prawda wychwyciłam kilka czasowników w czasie teraźniejszym, ale nie rzucają się w oczy ;).
    Fajnie, że trochę ,,podrasowałaś" swój styl pisania, wzbogacając go o bardziej wyszukane słowa i zwroty. Mój ulubiony to ,,beznamiętny głos".
    Najlepszy jest fragment kłótni, w którym na bieżąco opisujesz, co myśli bohaterka.
    ,,klęczeć" a nie ,,kleńczeć"
    W kilku miejscach brakuje przecinków, jest też parę zbędnych.
    Podsumowując: w porównaniu z poprzednimi rozdziałami widać znaczną poprawę. Tak trzymaj! :D

    OdpowiedzUsuń