wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 3- punkt widzenia Annie

 Zaciskam wargi i dochodzę do wniosku, że muszę wysiąść. Wolałabym tu zostać, ale mogę się założyć, że użyli by siły, aby mnie stąd wyciągnąć. Wymieniam spojrzenie z Hanną które trwa tylko przez sekundę. Ale mogę przysiąc, że ona też nie chce wysiadać.
 Wysiadamy z pociągu. Najpierw Josh -oczywiście jest takim kretynem, że zaczął przesyłać buziaki wszystkim dziwadłom które się tam zjawiły. Natychmiast wpadłam na pomysł że to pewnie jest jego taktyka na igrzyskach. Podbije serca sponsorom. Sądzę że gdyby miał taką okazję aby mnie zabić, zrobił by to najszybciej jak się da. Przepraszam mamo. Wiem że chciałaś abym szanowała Josha. Nie udało się. Później z pociągu wyszła Hannah która nie robiła nic. Miała taką minę jakby... jakby właśnie wyszła z pociągu. Postanowiłam również spróbować. Chciałam aby moja obojętność na twarzy, wszystkich zaintrygowała. Za Hanną wyszedł Dylan, który zachowywał się tak, jakby właśnie wyszedł na czerwony dywan. Uśmiechał się urokliwie, szarmancko trzymał ręce w kieszeni i mrugał do kobiet. Za nim wyszłam ja. Szłam sobie spokojnie z powalającą obojętną miną, gdy nagle zauważyłam jak Dylan okłada pięściami faceta z Kapitolu. Na zewnątrz postanowiłam wyglądać na nie wzruszoną, choć w środku uśmiechałam się szeroko. To się nazywa sensacja. Niestety, szybko się skończyło, Bo strażnicy odciągnęli go od faceta któremu porwała się różowa spódniczka i pobrudził fioletowy gorset. To było komiczne widowisko, gdy zbierał strzępki spódnicy z ziemi. Postanowiłam że pośmieję się w pokoju. To nie był odpowiedni moment. Crystal chyba by mnie zabiła. "Bo maniery to podstawa". Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia. I tak pewnie nie przeżyje.
 Wchodzimy do budynku. Crystal osobiście prowadzi mnie do drzwi.
- Teraz poznasz swoją ekipę przygotowawczą- odparła podekscytowana- są całkiem dobrzy, ale z 2 i tak są najlepsi.
 Nie miałam ochoty z nią rozmawiać więc siedziałam cicho. Skupiałam się raczej na tym, jak przeżyć na arenie podczas gdy ona mówiła że Finn musi coś zrobić z moimi brwiami.
- Kto to Finn?- ocknęłam się.
- Finn to twój stylista perełko. Jest całkiem dobry- stanęłyśmy przed srebrnymi drzwiami z wielką klamką- Wiem co mówię. Powodzenia Skarbie! 
 Złapałam klamkę ale nie nacisnęłam jej. Myślałam o tym, jakie męczarnie przeżyje tam moje ciało. Pomyślałam też przez chwilkę o Josh'u. O tym cholernym leserze, który nie raczył podnieść tyłka z kanapy podczas gdy nasi rodzice umierali z głodu. Kopnęłam z całej siły w drzwi. Noga mnie zabolała, a więc osunęłam się na dół i siedziałam pod drzwiami. Nagle otworzyły się gwałtownie, a że otwierały się do środka, leżałam na wpół na korytarzu, a na wpół w pomieszczeniu. Przyglądała mi się kobieta. Nie. To facet. To na pewno był facet. Miał całą wytatuowaną twarz i lewą dłoń. Na twarzy, wyglądał jak mieszanka małpy z eskimosem. Na lewej ręce miał ogromną literę O, a w środku niej znajdowały się różne twarze. Miał żółte sterczące włosy i zielone powieki.
- Będziesz tu tak leżeć, czy może wstaniesz?- zapytał się z sarkazmem. Puściłam to mimo uszu i podniosłam się chociaż strasznie bolała mnie noga.
- Ojojojoj!- zaskrzeczała 2 osoba- A co ci się z nogą stało miśku?- Była to kobieta. Miała pomarańczowy gorset, różowe leginsy i twarz pomalowaną na niebiesko. Na dodatek miała na niej czerwone kropki.
- Uderzyłam się- wymamrotałam. Jak się okazało Pilipins i Nadija (nie nie chodzi mi o Nadię, nazywała się Nadija) pomogli mi usiąść na łóżku i posmarowali moją stopę jakimś żelem. Od razu mi się polepszyło.
- A więc jak się nazywasz koteńku?- zapytała się słodko Nadija.
- Annie.
-A więc Bonnie...
- Annie- powtórzyłam.
- W porządku- uspokoiła się Nadija- A więc Annie... Jak ci mija dzień?- było to tak bezczelne pytanie, że nie odpowiedziałam na nie. Miałam ochotę odpowiedzieć coś w stylu "Świetnie! Jest to najpiękniejszy dzień mojego życia!" ale ludzie z Kapitolu nie są bystrzy.
- Widzę że nie jesteś zbyt towarzyska- parsknął Pilipins- a więc zacznijmy! Nadija, najpierw zaczniemy od... Brwi, później zajmiemy się nogami a następnie trzeba ją będzie umyć w cytrusku- nie miałam pojęcia co to jest cytrusek- A więc bierzemy się do roboty!
 Zaczęli mi paplać o tym, jaki świetny jest Finn, a jaki przystojny.
- W sumie to nie wiem, w końcu to facet z Kapitolu- odpowiedziałam. Chyba ich obraziłam, co tak naprawdę miałam na celu. Spojrzeli się na mnie wrogo, po czym Pilipins szarpnął mnie za plaster z woskiem który był przyklejony do mojej nogi. On raczej też miał to na celu. Następnie przyszła pora na cytruska, który okazał się kąpielą w wannie z bąbelkami, które zmywał brud z mojego ciała.
 Gdy skończyli, owinęli mnie w szlafrok i wysłali do sąsiedniego pokoju. Postanowiłam że usiądę tyłem do drzwi. Niespodziankę zostawię sobie na koniec. Tradycja jest taka, że chłopcy dostają kobiety stylistów, a dziewczyny facetów. Spodziewałam się kogoś takiego jak Pilipins jednak gdy się odwróciłam, nie wiedziałam co powiedzieć.
 Mój stylista miał koło 13 lat! I wyglądał całkiem normalnie. Miał na sobie jeansy, biały t- shirt fioletowy zegarek. Jedyne co mi nie pasowało, to różowe włosy.
- Cześć- powiedział.
- Ym... Cześć?- byłam strasznie zaskoczona. Nie ukrywam.
- Nazywasz się Bonnie prawda?
- Annie.
-Och. Ach ten Pilipins!- Wykrzyknął, łapiąc się pod boki.- Jesteś bardzo ładna wiesz?
 Nie nie wiedziałam. Jestem zwyczajna nie jakaś ładna.
- Hmm... Pilipins wspominał że nie lubisz rozmawiać.- Matko, ale z nich plotkarze!- Może pomyślmy nad twoim strojem, a może by coś...
- Ile masz lat?- zapytałam.
- 12 i 7 miesięcy. A ty?
-16- odparłam. Przez chwilę pomyślałam, jakiego stylistę dostała Hannah i jaką stylistkę dostał Dylan. Współczuję stylistce Dylana. Musi mieć z nim ciężko. Finn chodził wokół mnie i wyglądał tak, jakby miał jakieś wizje. Przytakiwał głową, mówił :"tak tak tak tak!" i zapisywał coś w notatniku.
 Nasz strój okazał się kombinezonem, z odkrytymi ramionami. Wzdłuż rozcięcia przyklejone było coś na wzór diamentu. Nasi styliści, obsypali nas czarnym pyłem. Usadowili nas na 4 osobowym rydwanie zaprzężonym w białe i czarne konie. Ja stałam przy krawędzi, obok Dylana, co mogło być zapowiedzią katastrofy.
-Powodzenia Ann!- Wykrzyknął Finn, co trochę wytrąciło mnie z równowagi bo Josh tak do mnie mówi.
Wzięłam się w garść, a następnie poczułam jak konie ruszają i szarpią za sobą rydwan.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz