niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 4 - punkt widzenia Hannah

Kiedy wyjechaliśmy rydwanem z pomieszczenia zobaczyłam tłum umalowanych i rozwrzeszczanych Kapitolończyków, którzy siedzieli na trybunach. Niedobrze mi się zrobiło, gdy doszło do mnie, że ci ludzie, wiwatujący na naszą cześć za tydzień będą z przyjemnością patrzeć jak będziemy wzajemnie się zabijać. Do tego będą, albo już się zakładają, kto wygra, a kto zginie pierwszy. Chamstwo. Ledwie to słowo przeszło mi przez głowę, usłyszałam jakieś hałasy, które miały źródło za mną. Jak się odwróciłam, zobaczyłam Dylana, który siedział na biednej Annie. Jednak Annie nie dała za wygraną i zaczęła się bronić, i to z skutkiem. Nie wiedziałam co zrobić. Chcę jej pomóc tylko nie wiem jak ! Nagle Annie spadła z rydwanu. Nie czekając na nic, zeskoczyłam z wozu i jak najszybciej do niej podbiegłam. Zobaczyłam, że Annie traci przytomność więc zaczęłam ją klepać po policzku, aby mnie straciła orientacji. Niestety nie udało mi się i Annie zemdlała. Nawet nie wiedziałam, że wokół nas stoi spory tłum lekarzy; wzięli Annie na nosze i odbiegli w nieznanym mi kierunku. Koło mnie stanęła jakaś kobieta, która odprowadziła mnie do mojego rydwanu. Było to wykonalne, ponieważ, wszystkie pojazdy stały przed wystającym z sufitu podium prezydenta, który wygłaszał teraz przemowę. Nie słuchałam go, w tym momencie myślałam tylko o Annie. Z transu wyrwał mnie uścisk. Przestraszyłam się bo myślałam, że Dylan, teraz mnie wziął za cel, jednak to był Josh.
- Wszystko będzie dobrze z Annie - powiedział, gdy rydwan wjechał tam z skąd wyjechał.
- Wiem - odpowiedziałam. Ledwo zeszliśmy z pojazdu, nasi styliści, Marisa i Crystal nas otoczyli.
- Wszystko było idealnie, gdyby nie upadek Annie. - zaczęła trajkotać Crystal zaczynam się gotować
- A ty po co jej pomogłaś- zwróciła się do mnie. W tym momencie skończyła się moja cierpliwość:
- Nie wiesz jak było to się nie odzywaj ! To Dylan ją zepchnął i to nie była jej wina ! - wykrzyczałam jej w twarz, nie przejmowałam się tym, że wszyscy zebrani patrzą na nas. Crystal tak mnie zdenerwowała, że nie chciałam jej słuchać. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w windzie która zawiezie mnie do mojego pokoju. Gdy weszłam do windy zastałam tam rudowłosą i wysoką dziewczynę z 7 dystryktu, która była przebrana za drzewo. To była właśnie ta dziewczyna która "wpadła" mi w oko podczas oglądania powtórki z dożynek w pociągu. W windzie kliknęłam przycisk z numerem 12, dziewczyna obok z numerem 7.
- Jak masz na imię ? Ja jestem Chanel. -Zaczęła rozmowę rudowłosa
- Hannah - odpowiedziałam.
Zanim Chanel zdążyła cokolwiek dopowiedzieć, drzwi się otworzyły i wydały bipnięcię co oznaczało, że jesteśmy na 7 piętrze.
- Do jutra ! - powiedziała a ja nie zdążyłam jej odpowiedzieć, ponieważ drzwi zamknęły mi się przed nosem . Dopiero teraz rozejrzałam się po windzie. Była cała ze szkła i poruszała się bardzo szybko. Drzwi ponownie się otworzyły, a na telewizorku nad drzwiami pojawiła się cyfra 12. Wyszłam z windy i zobaczyłam, że nasz apartament jest jeszcze bardziej elegancki niż wygląd pociągu. Rozejrzałabym się uważniej, ale druga winda, również prowadząca do naszego tymczasowego mieszkania zaczęła piszczeć, co oznaczało, że zaraz ktoś z niej wyjdzie. Nie chciało mi się rozmawiać z moją ekipą, ani opiekunką, ani z kimkolwiek więc spytałam się stojącej obok mnie dziewczyny gdzie jest mój pokój. Zaprowadziła mnie, cała drogę nic nie mówiła. Podziękowałam jej i weszłam do pomieszczenia. Moim oczom ukazał się pokój z białymi ścianami i zieloną wykładziną która w dotyku była niezwykle miękka, a pod naciskiem stopy, zapadała się. Z jednej ścian pokoju były drzwi, co oznaczała, że właśnie tam jest łazienka. No bo co innego ? Zanim do niej poszłam, zamknęłam drzwi na klucz, aby mieć pewność, że nikt nie wejdzie. Zdjęłam czarny strój i złożyłam go po czym położyłam go na szafce w łazience. Gdy weszłam pod prysznic, okazało się, że zamiast kurków odkręcających wodę znajdują się setki, różnokolorowych guzików. Nacisnęłam niebieski guzik, bo lubię niebieski. Nagle na mnie zaczęła lecieć zimna woda. Następnie zleciał na mnie bezzapachowy płyn, również o niebieskiej barwie, kiedy gąbki wystające ze ściany go we mnie wtarły, zaczęła lecieć zimna woda, a potem zaczęły mnie suszyć dmuchawy, oczywiście z zimnym powietrzem. W lustrze spostrzegłam, że dmuchawy, oprócz wysuszenia moich włosów, rozplątały je. Z szafki wyciągnęłam koszulę nocną i położyłam się do łóżka.
**Rano**
Obudził mnie budzik który zaczął dzwonić. Była 14.00. Kiedy się podniosłam zauważyłam karteczkę na stoliku :
,,, Ponieważ Annie ma złamaną rękę nie poszliście na trening. Jutro na niego pójdziecie. Jeden dzień nie robi przecież różnicy prawda? O 14 obudzi cię budzik, ubierz się i przyjdź na obiad - Crystal" Nadal byłam w złym humorze, ale byłam głodna więc zdecydowałam się pójść na obiad. Założyłam czarną sukienkę i poprawiłam bransoletkę która nadal tkwiła na moim nadgarstku. Kiedy weszłam do jadalni i siadłam ( oczywiście) obok Josha na stół podano bażanta pieczonego w sosie grzybowym. Nałożyłam sobie na talerz trochę zminiaturyzowanych warzyw bo za bażantem to nie przepadam. Wszyscy zaczęli sobie gawędzić, wydawało mi się że mówią sami do siebie. Już miałam brać do ust małą marchewkę, gdy do pokoju weszła Annie która spojrzała nie ciekawym wzrokiem na Dylana, po czym rzuciła się na niego z pięściami.Nie dziwie się jej. Josh próbował odciągnąć ją od niego lecz dostał łokciem Annie w brzuch. I dobrze mu tak niech Dylan dostanie za swoje. Nagle z końca stołu odezwała się Marisa:
- Dziewczyno, co ty się tak rzucasz?- powiedziała - Zabijesz go na arenie, w czym problem?
- Problem w tym że wczoraj omal mnie nie zabił- odpowiedziała Annie
-Omal robi dużą różnicę. A poza tym, powinnaś się przyzwyczajać. Sądzę że ten rudy i twój brat mają jakieś szanse. W was nie widzę żadnego potencjału na zabójcę. Dziewczyny są zwykłymi sierotami, które nic nie potrafią. Ja byłam od samego początku waleczna, sprawna...
Wkurzyła mnie więc walnęłam pięścią w stół nie kontrolując złości przy czym wyrzuciłam z siebie :
- Mamy większe szanse niż się pani wydaje. Albo, będzie siedzieć pani cicho, albo zdecyduje się nam pomóc.
Marisa zaczęła się śmiać :
- Śmieszna jesteś. Sądzę że gdybym rzuciła w ciebie nożem, to nawet byś sięnie zorientowała, że to zrobiłam.
- A ja sądzę- odparłam z irytacją - że jest pani za wielkim tchórzem. Umie się pani wymądrzać, ale sądzę że wygrała pani przez szczęście, chociaż nie wiem jak takim ludziom jak pani może ono dopisywać.
-Zamknij się gówniaro bo cię...
- Bo co?- warknęłam wstając . Do głowy wpadł mi argument który powinnam wykorzystać, usłyszałam to kiedyś na ćwieku : - Bo rzuci mną pani o ziemię i udusi? Tak jak potraktowała pani swoją córkę? Proszę bardzo, czekam.
Marisa zrobiła się zielona i siedziała sztywno. Wstałam od stołu:
- Dziękuje za miły obiad.
- Ja również. Było mi bardzo miło.- powiedziała Annie która w tym momencie była cała czerwona i zgodnie odeszłyśmy od stołu.



Chanel - trybutka z 7 dystryktu 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz