wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 4- punkt widzenia Lori



Rydwan ruszył. Było całkiem spokojnie, nie zważając na dziki tłum próbujący nas ,,przywitać’’. Czułam nierówny oddech Sophie. Było mi jej żal. Co taka mała dziewczynka ma zrobić? Albo zginie z głodu albo ktoś ją zabije.  Przytuliłam ją. Podniosła na mnie wzrok. Widziałam w jej oczach strach… dopiero wtedy zrozumiałam, że ja też się strasznie boję. Nagle zobaczyłam że na rydwanie dystryktu dwunastego dzieją się dziwne rzeczy. Jakiś rudy trybut bił się z czarnowłosą dziewczyną. Jechałam dość blisko by zobaczyć, że dziewczyna ledwo daje sobie radę.  Bili się przez chwilkę, chciałam jak najszybciej skończyć to szaleństwo, ale zobaczyłam karcący wzrok Delice, tak więc pozostało mi tylko trzymanie kciuków żeby nic się nie stało. Przełknęłam ślinę i zaczęłam machać do widowni. Nagle usłyszałam wielkie BUM. Trybutka z dystryktu 12 leżała na ziemi. Nie ruszała się. To było przegięcie. Co te durne igrzyska z nami robią ?! Zachowujemy się jak jakieś małpy.  Jack i Tom stali dumnie na przodzie naszej pięknej muszli. Jechaliśmy i jechaliśmy, ludzie wrzeszczeli na nasz widok- ale mają rozrywkę- patrzenie na rzeź, cudownie.  Zrobiliśmy rundkę aby przywitać tłum a potem stanęliśmy w określonym porządku przed balkonem gdzie stali nasi opiekunowie i prezydent Panem. Przywitał nas uroczyście i przedstawił tegorocznych trybutów.  Dziewczynę z dystryktu 12 już dawno gdzieś zabrali. Nie wiem dlaczego ale widok prezydenta naszego ,,wspaniałego i pełnego swobody’’ państwa strasznie mnie denerwował. Cała byłam nabuzowana. Nawet nie zauważyłam że tak ścisnęłam Sophie, że ledwo oddychała. Rydwany po ceremonii zawróciły i udały się do miejsca gdzie zaczynaliśmy pokaz rydwanów. Wszyscy moi towarzysze poszli do wind. Opiekunowie wcześniej zaprezentowali nam nasze apartamenty . Były bardzo luksusowe i nowoczesne jednak nie korciło mnie żeby jak najszybciej do nich wejść tak więc gdy nikt nie patrzył zawróciłam na halę i zanim wszyscy wyszli wrzasnęłam:
- I co zadowoleni jesteście ?! –po hali przeszedł szmer- To co robicie z ludźmi to jest .. to jest… Tego się nie da opisać! - Wieść o moim wypowiedzeniu doszła do opiekunów i prezydenta wiec wrócili się na balkon. A ja nie miałam zamiaru kończyć mojej akcji- Tak właśnie !  Rozrywką nazywacie patrzenie na ludzką katastrofę. Co ma niby zrobić 12-latka na arenie wraz z 17/18-latkami???- Ludzie popatrzyli po sobie i zaczęli klaskać. Bardzo mnie to zdenerwowało, ludzie powinni się zastanowić nad swoim postepowaniem a nie bić mi brawo, bo to nie były brawa uznania tylko brawa dla dobrego widowiska. Widząc, że od pewnego czasu media skupiają na mnie uwagę i nagrywają do państwowych telewizji, wiedziałam, że w dystryktach na placach oglądają tą transmisję, pocałowałam trzy palce prawej ręki i podniosłam . Tłum ucichł. Popatrzyłam głęboko w oczy prezydentowi i uciekłam do garażu rydwanów. Tam czekała na mnie Delice i Frank. Spoglądali na mnie z podziwem, ale i ze zdziwieniem. Stanęłam przed nimi i powiedziałam : no co? . Zaraz potem weszłam do windy i nacisnęłam przycisk 4.  Wjechałam do naszego apartamentu przybiłam piątkę moim towarzyszom, którzy wszystko widzieli dzięki wspaniałemu urządzeniu o nazwie telewizor. Nasz mentor tylko spojrzał na mnie- po tym spojrzeniu wiedziałam że moja akcja raczej na dobre mi nie wyjdzie. Nie rozważałam nad tym długo, po prostu walnęłam się na łóżko i poszłam spac.
Obudziłam się jakoś tak o 8 rano dzięki budzikowi. Ubrałam się w ubrania treningowe przygotowane dla mnie na komodzie. Poszłam zjeść śniadanie. Byłam pierwsza , zaraz po mnie zjawił się Jack:
- To co zrobiłaś, tam wczoraj na hali, to, to było coś .- powiedział nieśmiało Jack
- Dziękuję  , wszystko tak spontanicznie wyszło- odpowiedziałam
- Najlepsze były miny tych bananów z Kapitolu – zaśmiał się Jack
-Tak – zachichotałam
Potem przyszła Sophie i Tom. Następnie raczył się zjawić James a na końcu przyszła Delice mierząc mnie wzrokiem. Jedliśmy w ciszy, nikt nie miał ochoty na rozmowy oprócz Jacka, który co parę minut rzucał jakieś drętwe żarty, z których tak czy siak się śmiałam , chcąc rozładować atmosferę.
Po śniadaniu ruszyliśmy na hale treningową. Jacyś ludzie pokazali nam wszystkie materiały treningowe. Nie wiedziałam za co się zabrać. Nic z tego nie umiałam. W końcu wzięłam do ręki łuk ze stojaku. Był rozmiarowo idealny dla mnie . Wzięłam także strzały. Próbowałam strzelać, jednak marnie mi to wychodziło, potem wybrałam się na bieżnię gdzie mogłam wykazać się swoim bieganiem. Później wybiła godzina 15 i wszyscy ruszyliśmy na obiad. Usiedliśmy przy stole i Delice zasypała nas tysiącem pytań o tym jak było co nam dobrze szło i inne takie. Ja osobiście wolałam rozmawiać z Jackiem.  Sophie cały czas się śmiała z Jamesa, który opowiadał o swoich historiach życiowych- naprawdę były zabawne. Tom zaś był skupiony na treningu rozmawiał z Delice o arenie, łuku triumfalnym i treningu. Ja wolałam zginąć nie wyćwiczona, a uśmiechnięta. Tak więc z Jackiem śmialiśmy się i bawiliśmy homarami i udawaliśmy, że są to wytworni panowie z Kapitolu oglądający igrzyska. Było strasznie śmiesznie. Po skończeniu obiadu poszłyśmy z Sophie do Delice i rozmawiałyśmy trochę o sponsorach. Delice opowiadała nam o różnych rzeczach związanych z promocją własnej osoby. Najlepiej zapamiętałam zdanie : ,,Tajemnica najbardziej nas intryguje, a odpowiedź często zawodzi, tak więc nie ujawniajcie całej prawdy o sobie’’.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz