czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 6- punkt widzenia Annie

 Cały czas budzę się, w nadziei, że mój koszmar się w końcu skończy. Jednak gdy tylko się budzę, ponownie zapadam w sen, a ten sam koszmar na okrągło jest w mojej głowie. Najpierw widzę róg obfitości, stoję obok Hanny i chłopaka z 4. Nagle słyszymy gong i wybiegamy na rzeź. Wzdrygam się, gdy widzę jak Hannah krztusi się krwią i pada na ziemie, z wbitym w jej plecy nożem. Podbiegam do niej i staram się, przywrócić ją do życia. Zauważam że czai się na mnie chłopak z 1 a więc szybko podbiegam do plecaka o czerwonej barwie i chwytam go. Biegnę w stronę czegoś, w rodzaju gołoborzy, niestety potykam się i spadam na ostry kawałek odłamka skalnego. Wtedy podbiega do mnie dziewczyna z 2 i odbiera mi życie.
 Na szczęście to tylko sen. Nic takiego się nie stało, bo aktualnie zapłakana leże w swoim łóżku. Wydaje mi się że w nocy krzyczałam i to wielokrotnie. Stawiam nogi na ziemi i staram się odepchnąć rękoma od łóżka, niestety, z braku władzy nad kończynami padam na kolana. Podnoszę się i na drżących nogach dążę do łazienki. Ściągam mokrą od potu piżamę i dochodzę do wniosku że w nocy musiałam się bardzo kręcić, bo cała koszula jest przemoczona. Nic dziwnego skoro obudziłam się z kołdrą i dwoma kocami pod szyją. Wchodzę pod prysznic i wciskam ciemno zielony przycisk. Spada na mnie jakaś zielona maź która później znika pod wpływem ciśnienia gorącej wody. Deszczownica skutecznie rozgrzewa mi mięśnie i czuje się od razu lepiej. Idę na śniadanie i dopiero wtedy na dużym zegarze zauważam że jest dopiero 6. O nie. Przypomniało mi się że dzisiaj sponsorzy przyjdą na trening. Z resztą zawsze tam siedzą, na tarasie, ale tym razem będą nas oceniać. Zastanawiam się co zrobię, aby zdobyć jakąś dobrą ocenę. Pewnie postrzelam trochę z łuku, porzucam nożami, zastawie kilka wnyków może jeszcze zawiąże kilka węzłów? Nakładając sobie owoce na talerz, wpadam w panikę i omal nie upuszczam talerza. A co jeśli mój sen był wizją? I to wszystko stanie się naprawdę? "Annie, idiotko, uspokój się, nie jesteś przecież jakąś wróżbitką."- myślę sobie. Nakładam trochę jogurtu obok ananasa i siadam sama przy stoliku. Jem i dochodzę do wniosku że ananas to najlepsza rzecz, jaką do tej pory jadłam. Ale po kilku częściach tego owocu, zaczyna mnie piec język, a więc przerzucam się na brzoskwinie.
- Witaj, Annie- podskakuje na krześle. Dylan do tej pory mnie nie zabił, a więc było dobrze, jednak gdy słyszę jego głos, zaciskam rękę na ostrym nożu- Widzę że się obudziłaś.
 Nie no co ty. Przecież jeszcze śpię i tylko lunatykuję.
- Hm- odpowiadam.
- Jak zwykle. Słodka i urocza, Annie - nadal stoi za moimi plecami, ale mam wrażenie że chce dotknąć mojego ramienia.
- Nie dotykaj- syczę. Dylan z uśmiechem na twarzy siada blisko mnie. Za blisko. Gdy widzę jak się na mnie patrzy, odsuwam się z krzesłem, a on uparcie się do mnie przysuwa. Po chwili podnosi rękę i gładzi mnie po włosach. Energicznie odsuwam krzesło i szybko wstaję od stołu, wręcz podrzucając krzesło do stołu. Na korytarzu spotykam Hannę która idzie w stronę jadalni.
-Cześć Annie- mówi.
-Cześć. Wiesz co? Lepiej tam nie idź. Dylan ma kolejny napad zaburzeń- stoimy przez chwilę w ciszy, a później cicho parskamy śmiechem.
- Niestety. Jeśli zaraz czegoś nie zjem to chyba umrę- jęknęła.
- Powodzenia- zaśmiałam się. Wracam się do pokoju i zamawiam jeszcze trochę jedzenia do pokoju. Nie mija mniej niż 7 minut i słyszę wrzask Hanny.
- Ty idioto!!!- usłyszałam taki sam dźwięk jaki wydało moje krzesło, gdy wysuwało się od stołu. Wybiegłam szybko na korytarz i spotkałam rozwścieczoną Hannę w tym samym miejscu.
- Co się stało?- zapytałam. Nie ukrywam, byłam ciekawa.
- Ten kretyn chciał mnie pocałować!
- I co zrobiłaś?- dopytuję.
-Przywaliłam mu.- odpowiada Hannah po czym ja wybucham śmiechem.
-Należało mu się- Hannah najpierw nieśmiało się uśmiecha, a potem obydwie wybuchamy śmiechem.
 Nadszedł czas na trening. Zupełnie nie wiem co ze sobą zrobić. Patrze na stanowisko z mieczami i wzdycham z zachwytu gdy widzę jak Hannah włada mieczem. Idzie jej naprawdę dobrze. Podchodzę do oszczepów i z odległości 30 metrów przebijam ciało manekina. Moim zdaniem, udało mi się to fartem. Następnie rozpalam ogień i zastawiam pułapkę którą zastawiałam w dwunastce. Później długo koncentruje się na robieniu okładów na poparzenia. Czas na prezentacje z ocenami. 12 jest ostatnia. Dylan idzie pierwszy, później idzie Josh a następnie wywołują Hannę.
- Ej- mówię gdy ona podnosi się z ławki- widziałam jak walczysz mieczem. Powodzenia.
 Hannah kiwa głową.
- A ty strzel z łuku- mówi i odchodzi. Mogłaby zostać moją przyjaciółką, gdyby nie to że wylądowałyśmy w tej dziurze.
 Czekam koło 10 minut i słyszę mechaniczny głos "Annie Parker". Podnoszę się i na miękkich nogach idę w kierunku sali treningowej. Wchodzę i zauważam ziewających ludzi na balkonie. Tak. Jestem ostatnia, czego mogłam się spodziewać?
- Annie Parker. Z dystryktu 12.
 Na początku podchodzę do stanowiska z nożami na 5 strzałów, z odległości 20 metrów strzelam 4 razy, prosto w środek. Niestety z dalszych odległości idzie mi gorzej, ponieważ na 5 strzałów strzelam 3 razy ale w samo serce. Później wiąże parę węzłów i zastawiam kilka wnyków. Na koniec podchodzę do łuku. Strzelam 5 razy i za każdym razem na szczęście mi się udaje. Postanawiam strzelić ostatni raz ale strzała jest tak śliska, jakby ktoś umyślnie posmarował ja smalcem. A więc strzał oddaje w podłoge, chociaż wcale nie miałam takiego zamiaru. Kilku sponsorów się śmieje. Patrzę się na nic wkurzona i czekam aż pozwolą mi wyjść. A oni nic. Tylko siedzą i się na mnie patrzą. Rozglądam się po twarzach kobiet i mężczyzn i zauważam wśród nich staruszka który kiwa głową. Nie wiem czy dlatego że dobrze mi poszło, czy dlatego że mogę już iść Nie zważam na to. Odkładam łuk i wychodzę.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz