wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 7- punkt widzenia Annie

 Nie ukrywam, że gdy wychodzę z sali treningowej cała drżę. Zupełnie nie mogę się opanować, a więc przysiadam na korytarzu i staram się uspokoić. Nie jestem pewna czym to jest spowodowane. Może podskok adrenaliny lub stres. Wstaję na trzęsących się nogach i idę do windy. Spotykam tam chłopaka chyba z 8 dystryktu. Gdy chcę mu się przyjrzeć, zauważam że wcześniej się na mnie patrzył ale szybko odwrócił wzrok. Ta sytuacja powtarza się kilka razy i zaczyna mnie to irytować.
- Ej dlaczego...- nie mogę skończyć, bo chłopak staje przede mną, patrzy mi się w oczy i wychodzi. Hm. Dziwne.
 Gdy wchodzę do apartamentu zauważam że panuje dosyć wesoła atmosfera.
- I co było, kiedy walnąłeś oszczepem w ścianę?- chichocze Marisa. Pierwszy raz widzę jak to robi i jest to bardzo żałosne a więc sama parskam śmiechem. Zauważam że każdy ruch i gest tej kobiety doprowadza mnie do szału.
- No i wtedy, oni zaczęli się śmiać- odpowiada Josh- A ja krzyknąłem "co was tak śmieszy!?"
 Marisa opada na kanapę i bierze łyk jakiegoś trunku. Śmieje się radośnie.
- I co o tym sądzicie?- mówi- A jak kiepsko wam poszło?
- Moim zdaniem- wtrącam się - to było głupie Josh. Nie musisz się  chwalić wszystkim co dzieje się w okół ciebie.
- Mama cię nie uczyła  że zazdrość to bardzo podła cecha?- pyta kąśliwie. Mrużę oczy i przypatruję się mu.
- A ciebie nie uczyła, że nie można bić własnej siostry?- Po tych słowach Josh milknie. I dobrze, bo gdyby się odezwał nie ręczę z siebie. Do tamtego czasu stoje, ale teraz przysiadam sobie obok Hanny i rozmawiamy o tym jak nam poszło i co zrobiłyśmy. Nawet opowiada mi o swojej siostrze którą kiedyś wysłali do Kapitolu. Podobno widziała ją na trybunach podczas oceniania. Następnie opowiadamy sobie o jakichś, śmiesznych wydarzeniach.
- Wiesz że kiedyś, pracowałam dla pani Westhill?- pytam.
- No coś ty!- mówi Hannah i odwraca się ku mnie ochoczo, aby wsłuchać mojej opowieści.
- Uwierz mi, to były najgorsze dni mojego życia.
 Pani Westhill, to 40 latka która nigdy nie doznała głodu. Ma piątkę rozwydrzonych dzieci, po których musiałam sprzątać. Nie podporządkowałam się jej do końca. Podczas gdy jeździła na wycieczki z dziećmi. Ja zakradałam się do kuchni i jadłam ile wlezie. Najśmieszniejsze było to gdy zasnęłam u niej w szafie. Miałam tam posprzątać jej sukienki, ale zmorzył mnie sen, a więc otuliłam się w materiały i spałam dobre 2 godziny. Jej mina była komiczna, gdy zobaczyła mnie przykrytą jej suknią z aksamitu. Szybko wygoniła mnie z domu. A że nigdy nie traktowała mnie dobrze, postanowiłam odpłacić jej się tym samym. Gdy miałam wyjść, wpadłam na chwilę do kuchni aby wziąć moją kurtkę, ale przy okazji postrącałam jej wszystkie rzeczy z półek i wyszłam. Od tamtej pory, gdy widuję ją i jej wstrętne dzieci na placu, uśmiecham się radośnie i mówię dzień dobry. A oni podnoszą wysoko głowy i idą dalej.
 Hannah pęka ze śmiechu gdy opowiadam jej o tym jak poplamiłam jej koszulę nocną malinami. Okazuje się, że ona też u niej pracowała, i opowiada mi kilka naprawdę zabawnych sytuacji. Niestety naszą rozmowę przerywa Marisa która właśnie przytula Josha. Przez chwilę mam ochotę zwymiotować. Nie wiem czy ona zupełnie zwariowała, czy to ten śmierdzący napój. Teraz będą pokazywać, jakie oceny dostaliśmy.
 Na ekranie pojawia się Ceasar Flickerman. Nowy komentator igrzysk. Zastąpił on zeszłego, Patera Compla który zmarł na raka. Ten człowiek o fikuśnie upiętych włosach wydaje się dosyć sympatyczny. Zaczyna się. Tradycyjnie, trybuci z 2 i 1 dostają po 9, 10 a jeden muskularny chłopak dostaje 11. Nieźle. Lori dostaje 7, chłopak z 8 który tak bacznie mi się przyglądał dostał 6, obydwie dziewczyny z 9 dostały po 5 chłopak z 10 dostaje 9. Pora na nasz dystrykt. Josh otrzymuje 9 punktów. Dylan dostaje 7. Hannah dostaje 8, po czym składam jej gratulacje. Później ja. Na ekranie również pojawia się 8. Bardzo się cieszę, ponieważ myślałam że będzie gorzej. Idę spać. Jestem tak wyczerpana że prawie usnęłam pod prysznicem.
 Następnego dnia budzę się o 8.30. Dzisiaj czekają nas lekcje z Opiekunkami i mentorami. Gdy idę na śniadanie dowiaduję się że Crystal i Marisa będą omawiać moje zachowanie,a styliści jak mam iść, zachowywać z gracją. Bardzo się cieszę, bo zostanie z Marisą oko w oko to ostatnia rzecz którą chcę zrobić. Po obfitym śniadaniu po którym robi mi się trochę nie dobrze. Wracam się na chwilę do pokoju i kładę się na łóżku. Najpierw trafiam do swoich stylistów, i rozmyślam o tym jak będzie.
 Wchodzę do pokoju Finna i napotykam innych stylistów, co nie jest dziwne ale dostrzegam nową nieznajomą mi twarz.
- Och- wzdycha Finn gdy widzi jak patrzę się na przybysza- To jest Cocop, mój 3 pomocnik.
 Cocop wstaje i wystawia do mnie rękę. Ma tak długie paznokcie, jakby nie obcinał je przez 5 lat. Rzęsy są równie długie i nadodatek odblaskowe. Jego miodowe włosy połyskują w świetle.
- Dobrze... A więc zaczniemy od nauki chodzenia na wysoookich obcasach- to ooo Finna mnie przeraża- Robiłaś to już kiedyś Annie?
Kręcę głową
- A więc pora się nauczyć!- wykrzykuje Pilipins. Klęka i wkłada mi na nogę fioletowe zamszowe szpilki. Czuję że tracę równowagę.
- Mogę się ciebie przytrzymać?- pytam Pilipins'a, na co on odpowiada ochoczo.
-Oczywiście.
Mocno trzymam się jego ramienia, na co on chichocze, bo miażdżę mu ramię. Dziękuje mu i próbuję zrobić krok w nowych butach. Niestety już za pierwszym razem się potykam i przewracam się opierając się na rękach. Cocop i Nadija pomagają mi wstać i trzymają za ręce podczas gdy ja próbuję się ładnie zaprezentować. Szczerze to naprawdę ich polubiłam, pomimo że są z Kapitolu.
- Dobrze, a teraz sama. Gotowa?- pyta się Nadija.
- Nie, proszę. Trzymaj mnie- odpowiadam na co ona uśmiecha się i chwyta mnie za rękę. Niestety w końcu musi mnie puścić. Jednak okazuje, się że nawet bez niej dobrze mi idzie. Nawet umiem machać przy tym ręką.
- Ślicznie Ann. Jestem z ciebie dumny. Mam już dla ciebie kreację. Mam nadzieję że lubisz jak materiał plącze ci się wokół nóg?- uśmiecha się, po czym ja jęczę. Cała czwórka wybucha śmiechem i ja również. Dziękuję im i mam już wyjść, jednak zatrzymuję się w progu. Odwracam się na pięcie, podchodzę do każdego z nich i ściskam ich mocno. Następnie wychodzę bez słowa. Pomimo że pochodzą z Kapitolu, to dobrzy ludzi. Po prostu to czuję.
 Niestety, Marisa nie jest taka jak oni. Ma dzisiaj zły humor. Z tego co wiem, boli ją głowa mi na nudności, jednak Crystal ją wspiera.
 Siedzę tam od pół godziny i wogóle się nie odzywam, podczas gdy one spierają się o to jak mam się zachowywać. Żenuje mnie ta sytuacja. Szybko wstaję i decyduję.
- Przestańcie. Tym razem, będzie tak jak ja chcę. Nie będę się wam podporządkowywać- widzę ich zmieszane miny i wychodzę.
 Jest już dosyć późno a więc, wskakuję do łóżka w ubraniu. Jutro prezentacja, a ja postanowiłam że będą naturalna. Będę się uśmiechać ale nie przesadnie. No cóż zobaczymy co jutrzejszy dzień przyniesie.
 Budzę się za późno, bo o 10. Mam wrażenie że Crystal ma ochotę mnie uderzyć gdy widzi jak ociągale jem śniadanie. Wrzeszczy na mnie a ja nic sobie z tego nie robię. Koło 11 idę do moich stylistów. Są uśmiechnięci i weseli. Każdy z nich wita mnie uściskiem który odwzajemniam. Znów kąpią mnie w cytrusku, golą nogi, na twarzy rozprowadzają mi różne kremy. Trwa to w nieskończoność i dopiero koło 16 mogę zobaczyć moją sukienkę. Jest pomarańczowa do ziemi, i trochę się za mną ciągnie gdy idę. Ma rozcięcie przez które widać moją lewą nogę i słupełek przy prawym ramieniu. Lewą i prawą rękę zdobi bransoletka z ćwiekami. Falowane włosy opadają mi na ramiona. Fryzura pozostała taką jaką była. Wszyscy mi mówią że jest pięknie. Mi również się podoba.
 Prowadzą nas za kulisy. Spotykam tam Hannę która ma czarną sukienkę i śliczne czarne buty.  Dylan ma różowy garnitur, co wygląda idiotycznie.
- Podobno sam wybierał kolor- szepcze Hannah. Wybuchamy głośnym śmiechem.
 Czekam i huśtam się na piętach co lekko utrudniają mi obcasy. Nagle przybiegają do nas nasi styliści (cała czwórka), bo podobno niosą nam coś ważnego.
- Patrzcie- odzywa się kobieta, chyba stylistka Dylana- to są kosogłosy. Symbole waszego dystryktu, weźcie to i włóżcie. Biorę broszkę do ręki i widzę ptaka który trzyma w dziobie strzałę. Znajduje się w obręczy. Wraz z Hanną wkładam ją ochoczo.
-Nie chcę tego- odzywa się Dylan.
- Ja również- cedzi Josh.
 Zrezygnowany Finn wkłada mi obydwie broszki do ręki.
- Proszę dziewczęta. Zróbcie z nimi to co uważacie.
 Podczas tego wydarzenia trwają już wywiady. Nie ukrywam ale Caesar świetnie sprawdza się w roli prowadzącego. Dostrzegam Lori która pięknie wygląda i świetnie się prezentuje. Na koniec, Caesar zadaje jej pytanie którego nie usłyszałam. Ona wstaje i wychodzi. Jeżeli zadał jej jakieś bezczelne pytanie, to na jej miejscu zrobiłabym to samo. Na resztę trybutów nie zwracam uwagi. Pamiętam tylko zdeterminowaną Hannę która wygląda olśniewająco w czarnej sukience i odpoiwada tylko : "nie, " tak" ,"nie wiem". I dobrze. Może akurat Hannah nie ma ochoty odpowiadać na pytania. I dobrze, niech Caesar sie męczy. O nie. Teraz ja. Wchodzę na scenę i uważam, żeby sie nie potknąć. Publiczność mnie oklaskuje, a ja przez chwilę oślepiona blaskiem lamp, które oświecają scenę nie wiem co się ze mną dzieje. Odwracam głowę i widzę Ceasara który zachęcająco macha ręką abym siadła obok niego. Wykonuje czynność, ponieważ nie widzę innego rozwiązania. Kiedy spoczywam na fotelu, Ceasar od razu zadaje mi pytanie. No tak nie mamy wiele czasu.
- Annie, powiedz nam, kiedy musiałaś się pożegnać z swoim dystryktem, z czym było ci się najtrudniej rozstać?
- Hmm... Trudne pytanie, ale jednak najtrudniej było mi się rozstać z rodzicami. - odpowiedziałam na dość złożone zdanie Ceasara.
- Tak, tak z rodzicami, oczywiście. - oznajmił Ceasar bez cienia złośliwości tak przyjaźnie, po czym się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam szczery uśmiech.
-Może nam powiesz jakie masz odczucia, do faktu, że na arenie najprawdopodobniej będziesz walczyć ze swoim bratem?- dopowiedział Ceasar do swojej poprzedniej wypowiedzi.
- Szczerze mówiąc muszę z nim porozmawiać na ten temat - powiedziałam poważnie, lecz Ceasar wziął moją wypowiedź za żart i zaczął się śmiać a razem z nim cała publiczność. No cóż przynajmniej nie palnęłam czegoś nieodpowiedniego. Nagle zabrzmiał brzęczek oznaczający koniec czasu. Zdziwiłam się, że czas zleciał mi tak szybko. Zaledwie zdążyłam odpowiedzieć na dwa pytania. Ceasar wstał, a ja poszłam w jego w ślady. Już, gdy miałam odejść ,,żółty" Ceasar chwycił mnie za rękę i podniósł ją w powietrze wykrzykując:
- Oto była Annie Parker ! Wielkie brawa!
Uznałam, że po tych słowach na pewno się oddalić, więc skłoniłam się i wróciłam za kulisy. Od jakiejś kobiety dostałam informację, że mogę wrócić do swojego apartamentu. Nawet bez tej informacji bym to zrobiła. Kiedy windą wjeżdzam na nasze piętro przez szklane drzwi dostrzegam że wszyscy siedzą w salonie i zapewne komentują nasze występy, nie miałam ochoty uczestniczyć w rozmowie tym bardziej, że muszę być jutro najbardziej wyspana w życiu bo to właśnie jutro trafię na arenę, gdzie zapewne za parę miesięcy w miejscu mojej śmierci, kapitolończycy będą chodzić i wspominać ,, o to właśnie tu umarła trybutka z 12 dystryktu ! ''. Szerokim łukiem omijam salon i wchodzę do swojego pokoju. Kieruję się prosto do łazienki, tam zdejmuję swoją sukienkę,buty. Wchodzę pod prysznic i klikam guzik pod kolor właśnie ściągniętej przezemnie sukienki - pomarańczowy. Po orzeźwiającym prysznicu przypominam sobie o dwóch dodatkowych broszkach kosogłosa. Moją broszkę odpinam z sukienki i kładę z pozostałymi na komodzie. Postanawiam dać Hannie jedną do dyspozycji a drugą postanawiam wręczyć Lori jutro w poduszkowcu który zawiezie nas na arene. Kiedy wchodzę do pokoju Hanny nie ma jej. Na nocnej szafce zauważam jej broszkę i po prostu kładę dodatkową broszkę obok już ,.zajętej". Wracam do pokoju i przytłoczona emocjami dnia po prostu kładę sie spać.

1 komentarz: