czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 6 - punkt widzenia Hannah


Ze snu wyrywa mnie czyjś krzyk. Na początku nie jestem pewna czy to nie jest przypadkiem mój krzyk, ale chwilę potem odrzucam tą myśl - kiedy mam koszmary leżę spokojnie i nie krzyczę. Gdy próbuję ponownie zasnąć nie udaje mi się to z jednej prostej przyczyny - ledwo zapadam w sen to ta osoba znowu krzyczy i mnie ponownie wybudza. Ja nie mogę - co jak co ale ściany to mogli zrobić takie nie przepuszczające dźwięku. Patrzę na zegarek, jest dopiero 4 nad ranem ! A ja najprawdopodobniej już nie zasne. Super po prostu super, dzisiaj powinnam mieć dużo siły, ponieważ sponsorzy którzy jak zwykle będą siedzieć na trybunach, ale tym razem będą nas oceniać. No cóż nie będę marnować czasu. Ospale podnoszę się z łóżka i doczłapuje się do łazienki. Wchodzę pod prysznic i przyglądam się uważniej panelu z guzikami. Dopiero teraz zauważyłam, że guziki są ułożone kolorystycznie. Naciskam guzik z kolorem różowym, bo mam taki grymas. Nagle zlatuje na mnie płyn oczywiście o różowej barwie. Już mam wsmarowywać go w skórę, lecz wyprzedzają mnie mechaniczne szczotki które robią to za mnie. Mydło ma przyjemny zapach róż - uwielbiam ten zapach. Teraz przyszła pora na zmycie substancji, oczekiwałam drastycznie zimnej lub parząco gorącej wody, ale spłynęła na mnie po prostu ciepła woda. Potem dmuchawy zaczęły suszyć moje ciało. Od dzisiaj zawsze włączam różowy program - jest najprzyjmniejszy. Wychodzę z kabiny i owijam się w ręcznik, wychodząc przy tym z łazienki. Na komodzie widzę znów przygotowany strój na trening, bez zastanowienia go wkładam, bo i tak prędzej czy później musiałabym go założyć. Wracam z powrotem do łazienki, tym razem w celu uczesania moich włosów. Odkąd przyjechałam do Kapitolu wiązałam je cały czas w warkocz, chciałam odmiany, dla tego włosy związałam w wysoką kitkę. Może trochę to dziwne, jak na dziewczyne, która już za 2 dni pojawi się na arenie, ale dzisiaj miałam przerażająco dobry humor. Nawet Marisa go nie zepsuje, choćbym miała ją spoliczkować. Krąże po pokoju zastanawiając się co teraz porobić - 5.30 na zegarku. Postanawiam pooglądać telewizję. Kiedy pierwszy raz weszłam do pokoju nie wiedziałam, że wogule jest tutaj telewizor. W Kapitolu telewizor to szyba która pod wpływem pilota zamienia się w wielki ekran. Tak więc teraz mój widok na rynek Kapitolu zasłonił wielki słoń który był prowadzony przez jakąś babę w zielonym kostiumie, ozdabianym zielonymi szmaragdami, w zielonej peruce, makijaż też miała zielony - jak na mój gust za dużo zielonego. Zmieniłam kanał. Na pilocie wystukałam po prostu moje 2 ulubione liczby czyli 69 i moim oczom ukazał się zawody, gdzie zawodnicy walczyli na miecze. Uśmiechnełam się- podpatrując walczących zawodników mogę zdobyć kilka cennych wskazówek, których mogę użyć podczas mojego oceniania oraz na arenie. Gdy zawody się kończą na zegarku widnieje godzina 8.00 czyli mogę iść już na śniadanie - bardzo dobrze bo jestem głodna jak wilk. Kiedy wychodzę na korytarz, o mało nie wpadłam na Annie.
-Cześć Annie. - przywitałam się z nią.
- Cześć. Wiesz co? Lepiej tam nie idź. Dylan ma kolejny napad zaburzeń. -zabrzmiało to tak komicznie, że po mojej próbie samo-opanowania się, jednak wybuchłam śmiechem, a w mój ślad poszła Annie. Albo na odwrót. Nieważnie. Ważne jest to, że mój żołądek niemiłosiernie domagał się jedzenie więc podziękowałam, Annie za przestrogę i udałan się do jadalni. Rzeczywiście Dylan siedział przy stole i układał buźki z owoców. Podeszłam do bufetu i nałożyłam sobie kilka naleśników, które polałam sosem klonowym. Do szklanki nalałam sobie mleka waniliowego. Uwielbiam wanilię, od dziecka ją lubię, lecz u nas w 12 jest bardzo droga i tylko kilka razy w życiu mogłam jej zakosztować. Gdy tylko siadłam do stołu obok mnie przesiadł się Dylan. Nie zwróciłam na niego uwagi, bo byłam zajęta pakowaniem do buzi dwóch naleśników naraz. Kiedy zdołałam przełknąć potrawę, Dylan nadstawił się do mnie jakby chciał mnie pocałować. Szybko się odsunęłam zanim cokolwiek zdołał zrobić. Prawie przewróciłam się balansując przez jakieś 7 sekund w niepewności, czy się wywale, czy też nie na tym krześle. Na szczęście się nie wywaliłam, wstając chwyciłam talerz z moim śniadaniem i wziełam picie i uciekłam, już miałam wychodzić z pokoju, lecz zatrzymał mnie głos Dylana:
-Wiem że tego chcesz. Nie udawaj.- po czym podstawił mi nogę i dzięki czemu oblałam mlekiem całą podłogę
- Ty idioto !! - wykrzyknęłam zdenerwowana, że wylał moje picie. Nie panując nad emocjami spoliczkowałam go. Cyba przesadziłam. Trudno nie trzeba było ze mną zaczynać.Tym razem Dylan nie zareagował agresywnie tylko wzruszył ramionami, jakby niby nigdy nic i siadł z powrotem do stołu.
- Kretyn. - wymruczałam pod nosem. Na korytarzu znowu spotkałam Annie. Uśmiechnęłam się na jej widok, nie wiem czemu, ale ją szczerze polubiłam. Dzięki niej odzyskałam dobry humor.
- Co się stało? - zapytała się
- Ten kretyn chciał mnie pocałować! - zamachałam rękami w powietrzu, dzięki czemu spadł mi z talerza naleśnik: - Głupia grawitacja.
Pośmiałam się jeszcze razem z Annie z Dylana, który teraz coś tam krzyczał do siebie, po czym każda z nas poszła do swojego pokoju. Ledwo zdążyłam zjeść naleśniki i dopić kawę którą zamówiłam, do pokoju wpadła Crystal, która oznajmiła, że idziemy na trening. Kiedy dotarliśmy na salę, od razu chciałam poćwiczyć to , co chciałam zaprezentować przed sponsorami. Podeszłam do stanowiska z jadalnymi roślinami, ponieważ przy mieczach stała długa kolejka, a ja nie jestem cierpliwa, więc poczekam, aż kolejka się zmniejszy, a w tym czasie poćwiczę sobie rozpoznawanie roślin. Nabiorę dzięki temu na arenie nie tylko ziołowego jedzenia i prowizorycznych lekarstw, ale też mniej więcej informacji o arenie. Oglądając album z roślinami, stwierdzam, że będzie to bardzo dziwna arena. Rośliny które rosną na skałach i rośliny leśne? A może album jest zrobiony dla zmyłki? Nie do końca to rozumiem no, ale trudno, kolejka do mieczy się zmniejszyła, więc w niej staje. Po mojej prawej stronie jest stanowisko z oszczepami i widzę tam Annie która świetnie rzuciła osczepem do manekina, gdyby to pokazała podczas oceniania, dałabym jej 12 . Władając mieczem trafiam idealnie w wszystkie kukły do okoła mnie, prosto w serce.
Trochę jest to drastyczne.
Kiedy nadszedł czas oceniania, nie czułam stresu - po prostu zachowuję się tak jakbym zaraz po prostu powładać mieczem sam na sam w lesie. Kiedy wywołują Lori, przypominam sobie o jej. Wogule nie patrzyłam na nią podczas treningu, a szkoda, bo możemoja niewielka pomoc by jej się przydała? W duchu przeklinam siebie, a Chanel szepnęła mi do ucha :
- Nie martw się byłam z nią dzisiaj przy stoisku z nożami i szło jej świetnie - i uśmięchnęła się
Popatrzyłam na Chanel i zapytałam się:
- Co zaprezentujesz ?
-Chyba postrzelam strzałkami. A ty?
- Pomacham mieczem. - powiedziałam na co Chanel i ja zaczęłyśmy się cicho śmiać. Po pomieszczeniu rozbrzmiał głos który oznajmił:
- Chanel Grant
- To ja, życz mi powodzenia- powiedziała moja koleżanka z 7 dystryktu, gdy znikała w metalowych drzwiach. Resztę czasu spędziłam w ciszy, czekając na swoją kolej. Kiedy nadeszła na mnie pora Annie zwróciła się do mnie:
- Widziałam jak walczysz mieczem.Powodzenia
Kiwnłam głową w znak podziękowania :
- A ty strzel z łuku. - odpowiedziałam. Gdy weszłam do sali bez żadnych ceremoniałów, skierowałam się do stanowiska z mieczami. Wzięłam miecz do ręki, podrzuciłam go lekko i spojrzałam co robią sponsorzy, byli znudzeni, ale nadal wytrwale patrzyli co się dzieje na dole. Wzięłam zamach i znajdujące się wszystkie wokół mnie kukły zostały bez głów. Ponieważ zniszczyłam wszystkie kukły na tym stanowisku, przeszłam do stanowisk z łukami, ale nadal z mieczem w ręce. Zauważyłam, że jeśli stanie się pod odpowiednim kątem manekiny stoją w jednym rzędzie. Stojąc pod właśnie takim kątem, chciałam przebić wszystkie 3 kukły. Wiedziałam, że braknie mi siły, ale przynajmniej spróbuję. Zaglądnęłam jeszcze raz na sponsorów i zobaczyłam tam dziewczynę z naszyjnikiem kosogłosa. Dokładnie takim samym jaki dałam mojej siostrze. Czy to ona ? Nie to nie może być ona ! Jeszcze nie wpomniałam o mojej siostrze ale tylko dlatego, bo nie chce o niej pamiętać. Jest ode mnie o 2 lata starsza, ale zachowuje się jakby była o 5 lat młodsza, ponieważ ma zaburzenia psychiczne, ale o wiele inne niż te u Dylana. Kiedy nasi rodzice umarli, ja stałam się jej niańką. Kochałam ją z całego serca, była jedyną osobą której ufałam. Pewnego dnia przyszli do nas strażnicy pokoju i zabrali ją do Kapitolu. Jedyne co zdążyłam jej dać na pamiątke to mój naszyjnik z kosogłosem. Nie wiedziałam po co i dlaczego ją zabrali.Codziennie budziłam się z nadzieją, że wróci do domu, ale to nie nastąpiło. Po roku dałam sobie spokój, starając się zapomnieć o niej. Każde wspomnienie o Daisy ( bo tak miała na imię ) kosztowało mnie bólem. Powróciłam do rzeczywistości. Dziewczyna z naszyjnikiem odwróciła wzrok i wyszła. Nie wiem czy to moja siostra, jeśli tak to niech mi wszystko wyjaśni ! Teraz byłam zła i nie panując nad sobą rzucziłam MIECZEM z całej siły dziurawiąc 3 następujące po sobie manekiny. Nie tylko ja byłam zdziwiona, sponsorzy również byli oszołomieni. Nic nie mówiąc wyszłam z sali. Czułam się teraz jak pierwszego dnia, podczas parady rydwanów, kiedy jak najszybciej chciałam znaleźć się w pokoju. Tym razem jechałam windą sama, bez Chanel i spokojnie weszłam do apartamentu, potem do pokoju. Rzucilłam się na łóżko po czym zasnęłam zmęczona dniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz