piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 5- punkt widzenia Annie.

 Po głowie chodzą mi najgorsze przekleństwa, za które Crystal by mnie udusiła. Nie obchodzi mnie to. Wykrzykuje jedno z nich i wgryzam się w poduszkę, aby nie wybuchnąć ponownie. Jak można być tak zarozumiałym człowiekiem jak Marisa i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. A jednak. Stało się, bo Marisa zabiła córkę. Mam ochotę wygarnąć jej tak, aby zrozumiała swój błąd. Wydaje mi się.... Niech cię szlag Marisa!
 Trochę się uspokajam i postanawiam że pora wyjąć paznokcie z poduszki. Za chwilę znowu się wkurzam. Dylan złamał mi rękę i zmarnowałam trening, który może mi ocalić życie. Opieram łokcie na kolana, a dłonie kładę na czole. Brak mi słów na to co teraz czuję. Tęsknię. Bardzo tęsknie za moim domem, i nawet za tym brzydkim szczurem który śpi za moim łóżkiem. Moje ręce opadają na kolana. Prostuje się i postanawiam że może dam radę sama poćwiczyć. Chwytam nóż który leży obok mojego niedokończonego schabu. Staję 10 metrów od drewnianej szafy, celuję i rzucam. Przez chwilę czuje się jak idiotka, bo wybrałam najgorszy nóż do rzucania. Nie miał w ogóle ostrego końca i odbił się od szafki spadając na podłogę z brzękiem. Biorę nóż którym kroiłam ciasto marchewkowe. Staje w tym samym miejscu, co poprzednio, celuję i rzucam. Ostrożnie podchodzę do szafki i przypatruję się gdzie wbiło się ostrze. Ku mojemu zdziwieniu, nóż wylądował pomiędzy dwoma sękami. Może nie jest najlepiej, ale nie najgorzej. Myślałam że nie starczy mi siły aby go tam dorzucić. A jednak się udało. Jeszcze kilka razy rzucam nożem i zauważam, że idzie mi coraz lepiej. Rozglądam się po pokoju aby poszukać czegoś co może mi jeszcze pomóc w treningu. Nie widzę nic interesującego i postanawiam dać sobie spokój z treningiem ale myślę o tym co zobaczyłam w jadalni. To znaczy coś, czym czyści się kominki. Przecież mogę tego użyć jako miecza. No dobrze, pseudo miecza. Zakradam się do jadalni. Chowam się za niebieską szafeczką i wychylam głowę. Nie widzę nikogo a więc podnoszę się, a sekundę później znowu kucam przy czym przewracam jakąś lampkę, którą w błyskawicznym odruchu łapię. Oddycham z ulgą. Crystal zbliża się w stronę niebieskiej szafeczki i patrzy na ilość kurzu który na niej osiadł. Przygryzam wargę aby nie parsknąć śmiechem. Równie dobrze mogłabym wyjść i wziąć sobię to, czego potrzebuję, ale po pierwsze: dostałabym ochrzan od Crystal, a po drugie: wystraszyłaby się gdyby zobaczyła mnie z metalowym przedmiotem. Wkrótce odchodzi a ja podbiegam do kominka i zabieram mój "miecz". Uciekam do pokoju i oglądam zdobycz. Jest w jakimś osadzie ale go otrzepuję po chwilę wstaje i przygotowuję się do zadania ciosu powietrzu. Następnie wyobrażam sobie mojego przeciwnika. Robię kilka przewrotów do tyłu, nachylam się i robię uniki. Nagle, podczas gdy turlam się po ziemi unikając mieczu przeciwnika wchodzi młody awoks. Ma czarne włosy i niebieskie oczy. Patrzy się na mnie zdziwiony po czym natychmiast wychodzi potykając się. Może to nie jest odpowiednia chwila, ale wybucham śmiechem. Ćwiczę jeszcze trochę, a następnie wykończona kładę się spać.
 Budzę się o 8.00, chociaż wydaje mi się że Marisa specjalnie stłukła talerz. Wstaję i zauważam czarny kombinezon który leży obok mnie. Wkładam go i ruszam do jadalni. Nie jestem głodna i już mam odejść od stołu, ale myślę że muszę mieć energię na treningu, a więc zmuszam się do zjedzenia batonika wielo-zbożowego. Docieramy do wielkiej sali, na którym są takie rodzaje broni, o których istnieniu nie wiedziałam. Dyskretnie przyglądam się innym trybutom. Drobny chłopak z 5, muskularny chłopak z 2, blondynka z zielonymi oczami z 4, przerażona szatynka chyba z 9, muskularna dziewczyna z 1, uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna z 6 i blondynka chyba z 7. No i jeszcze druga dziewczyna z 7, która przygląda mi się badawczo.
 Najpierw podchodzę do stanowiska z nożami. Na 10 trafów, trafiam 8 razy. Jak dla mnie to zadowalający wynik. Później podchodzę do łucznictwa. Przede mną, stoi dziewczyna z 4- Lori, a za mną chłopak z 7, za którym stoi Hannah. Zauważam że Lori nie radzi sobie z łukiem zbyt dobrze, zresztą ja też nie jestem jakaś super, ale ona źle go trzyma. Przybliżam się do niej trochę i dyskretnie szpeczę jej do ucha.
- Lewa ręka na łuku, cięciwę trzymaj bliżej siebie.- przez chwilę wydaje się trochę zaskoczona.
-Dziękuje- odpowiada, po czym wykonuje polecenie i celuje w lewe ramie manekina. Odchodzi od stanowiska i uśmiecha się do mnie lekko. Odwzajemniam uśmiech, po czym koncentruje się na tym, aby pozbawić życia manekina. Podchodzę do stanowiska z wnyki. Spotykam tam Hannę która pomaga dziewczynie z 4 odpowiednio naciągnąć drut. Polubiłam Lori, wydawała się sympatyczna . Porzucałam jeszcze trochę oszczepem, niestety przede  mną stał Josh  który tak się popisywał że miałam ochotę mu coś zrobić. Następnie spotkałam Dylana który rozpoznawał jadalne rośliny
 Byłam taka padnięta tamtego dnia że nie jadłam kolacji, pamiętam że zjadłam coś tylko na obiedzie w ośrodku, z Lori i Hanną.
 Szybko kładę się do łóżka i zasypiam, śniąc o tym że trafiłam na arenę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz