sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 9- punkt widzenia Annie

 Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Nogi pędzą przed siebie jak oszalałe. Potykam się o różne kamienie, ale nie wywracam się. Po chwili czuję jak z impetem upadam na ziemie. Przez chwilę nie mogę złapać oddechu. Dźwigam się na dłonie i dyszę ciężko. Nagle zauważam dziewczynę z 8. Już po mnie. Chcę żeby Hannah lub Lori wygrały. Nie próbuję nawet uciekać. Dziewczyna szyderczo się uśmiecha. W sumie dziwne, myślałam że prędzej dopadnie mnie ktoś z 4 lub 1 i 2. A tu taka niespodzianka. Dziewczyna bierze wielki nóż do ręki. Bierze zamach... Nagle jej twarz zamiera. W ostatnim momencie przetaczam się na lewą stronę, aby martwa już dziewczyna, przez przypadek nie wbiła mi noża w czaszkę. Wzdycham z przerażeniem i prędko wstaję. Widzę chłopaka z 8 dystryktu. Patrzę się na niego z zaskoczeniem. Po chwili krzyczę na całe gardło.
 Chłopak z 2 wbija mu nóż w głowę.
 Podbiegam do chłopaka i wpadam w lekką panikę. Przecież on uratował mi życie! To ten sam chłopak którego spotkałam w windzie, po wystawianiu ocen. Wiem że zaraz niczego nie będzie przy rogu obfitości. Muszę wziąć się w garść. Zabieram mu fioletowy plecak. Podnoszę się i widzę prawdziwe piekło. Jest już mnóstwo trupów. O parę nieżywych potykam się ale biegnę dalej. Wiem że nie mogę się zatrzymać. W trawie dostrzegam błyszczące ostrze noża. Chwytam go i biegnę dalej. Po drodze zgarniam jeszcze paczkę rodzynek. Nikt nie zwraca na mnie szczególnej uwagi, co trochę mnie niepokoi. Oglądam się nerwowo, ale nikt za mną nie stoi. Nagle zauważam niebieski plecak. Łapię go i pędzę z nim za krzaki, tam gdzie nikt mnie nie zauważy. Przystaję przy wielkim drzewie. Nie jestem pewna czy mam brać rzeczy ze środka i waham się przez chwilę. Po co mi dodatkowe obciążenie? Szybko przykucam, otwieram plecak i wysypuję jego zawartość na trawę. To bardzo ryzykowny pomysł ale dodatkowy plecak może mnie spowolnić. Nie zważając na to, co pakuję, wpycham wszystko do fioletowego plecaka. Zrobił się on trochę ciężki ale nie mam żadnych kłopotów z uniesieniem go. Zarzucam go na plecy i biegnę dalej w las. Nie wiem, ile już idę. Może 3, 4 kilometry? Siadam obok jakiegoś krzaka i odpoczywam. Nikt mnie nie goni a więc chyba jest tu bezpiecznie. Postanawiam rozpakować plecak gdy nagle... Widzę chłopaka chyba z jedynki. O Boże. Zauważył mnie i właśnie biegnie w moją stronę. Zwinnie przeskakuję przez złamane gałęzie. Nie słyszę żadnych odgłosów za swoimi plecami a więc przystaję. Widzę przez gałęzie, że chłopak wraca do swoich sojuszników. Co?! Miał mnie na wyciągnięcie ręki i po prostu się wrócił? Nie rozumiem, przecież mógł mnie zabić, mógłby mieć kolejną zabitą osobę na swoim koncie, a on po prostu zawrócił?! Nic z tego nie rozumiem Przychodzi mi do głowy, że może chciał mnie tylko postraszyć... Wiem.
 On gonił kogoś innego, tylko ciekawe kogo.
 Nie jestem głodna, ani spragniona. Można powiedzieć że jestem nawet wypoczęta. Truchtem biegnę przez las. Jest to las mieszany. Zauważam dęby i sosny. Nagle zauważam ciekawe drzewo. jest ono dosyć wysokie, jednak gałęzie nie stoją w nim jak w każdym drzewie, tylko opadają, tworząc coś w rodzaju kopuły z gałęzi. Przedzieram się przez gałęzie, gęsto obłożone liśćmi. W sumie, jest tu całkiem przytulnie. Siadam koło konara i bezradnie rozkładam ramiona. Głowa opada mi na kolana. Przypomina mi się chłopak z 8 dystryktu. Nóż w jego głowie i oczy bez wyrazu. Łza wypływa mi z oka ale wcale nie mam ochoty płakać. Nie mam na to czasu. Wykładam rzeczy z plecaka. Rodzynki które porwałam z ziemi, pare metrów drutu, jakieś tabletki- wydaję mi się że są one na ból brzucha, jodyna, butelka na wodę, 2 pomarańcze, lina, cienki kocyk, nóż który leżał niedaleko rodzynek, oraz bandaże. Pomarańcze sprawiają że szeroko otwieram oczy. Pierwszy raz widzę coś takiego na arenie. Przeważnie dostajemy suszone owoce, a nie świeże. Drut- świetnie. Będę mogła pozastawiać wnyki... Zaraz,zaraz. A czy tu są w ogóle zwierzęta?
 Podnoszę się, ale postanawiam że jeszcze tu wrócę. Ta kryjówka na pewno mi się przyda. Teraz pora poszukać wody. Na szczęście po godzinie wędrówki słyszę przyjazny szum wody. Wychodzę zza drzew i widzę wodospad. Nie jest on przesadnie duży, ale mały też nie jest. Ostrożnie podchodzę do brzegu i dziwię się, że nikogo tu nie ma. Taki dostęp do wody i zero chętnych. Po chwili orientuję się, o co chodzi. Z wody unosi się para. Wrząca woda. Bardzo śmieszne. Komentatorzy igrzysk mają pewnie ze mnie niezły ubaw. Dałam się nabrać. Jestem na siebie cholernie zła. Wymierzam kopniaka kamieniowi który wpada do wrzącego źródła. Dostrzegam coś dziwnego, unoszącego się na wodzie. Podchodzę odrobinę bliżej. Zaczynam krzyczeć, ale zatykam sobie usta dłonią. Jestem pewna że na wodzie unosi się ciało bardzo poparzonej dziewczyny. Jest cała czerwona, cała w bąblach. Musiała wskoczyć tu niedawno bo jeszcze nie zabrali jej ciała. Nagle wszystko jest dla mnie jasne. Ta dziewczyna, pewnie biegła za mną. Można powiedzieć że dotarłam do wodospadu okrężną drogą. Gdybym skręciła wcześniej zobaczyłabym wodospad szybciej, tak samo jak ta dziewczyna. To pewnie ją, chłopak z 1 zagonił nad ten wodospad. Pewnie nie miał pojęcia że jest tu wrząca woda. Nie zdążył jej zabić, ponieważ ona wpadła do wodospadu.
 Oddalam się z tamtąd najszybciej jak potrafię. Wizja poparzonej dziewczyny z szeroko otwartymi oczami, która pływała sobie po tafli. Jestem już daleko, ale i tak słyszę dźwięk poduszkowca, który zabiera jej ciało do Kapitolu. Muszę znaleźć wodę. Bez niej będzie mi bardzo ciężko. Wiem że dzisiaj, jakoś bez niej wytrzymam, ale jutro idę na jej poszukiwania. Postanawiam natychmiast wrócić pod drzewo i tam spędzić noc. Po drodze spotykam na swojej drodze kota. Nie jest to dziki kot ale wygląda na zwykłego dachowca. Nie mam serca go zabijać. Znienawidziłabym siebie gdybym to zrobiła, a więc po prostu poszłam dalej. Jednak kot się do mnie przyczepił. Pomimo tego że na niego psikałam, syczałam aby sobie poszedł on nie miał takiego zamiaru. Zaczął mnie denerwować, ponieważ płoszył mi wszystkie zwierzęta które chciałam oporządzić. Gdy go zgubiłam, udało mi się dosłownie przez przypadek zabić zająca. Myślałam że to jakiś trybut, a więc rzuciłam tam nożem. Gdy docieram do drzewa, postanawiam wypatroszyć i usmażyć go jak najszybciej. Jest już zmrok a więc szybko biorę się do roboty. Gdy obracam zająca na patyku, nad ogniem, z mojej lewej strony wychodzi kocur. Nie ma zamiaru odchodzić- wręcz przeciwnie. Domaga się, abym podrzuciła mu trochę mięsa. Z irytacją odrywam  kawałek upieczonego mięsa i rzucam kotu który z wielkim apetytem go je. Robi się ciemno a więc natychmiast gaszę ogień aby nie dać znaku zawodowcom że tu jestem. Lubią polować nocą. Widziałam to w telewizji, jak chodzą z pochodniami i szukają ofiar. Wchodzę pod gałęzie i siadam przy konarze przykrywając się kocem. Zza gałęzi słyszę miauczenie kota, który po chwili leży razem ze mną pod kocem. No dobra, niech już leży. Co mi przeszkadza? Ważne żeby nie płoszył zwierzyny i nie przywoływał wrogów. Po chwili, podrywam się nerwowo. Przecież nie oglądałam podsumowania! Nie wiem czy Lori Hannah, Josh... Czy oni żyją? Jestem na siebie wściekła. Na wszelki wypadek wynurzam głowę zza gałęzi i z wielką radością zauważam wszystkie twarze poległych, wyświetlane są na niebie. Oczywiście nie cieszę się że ci ludzie zginęli. Cieszę się, że nie ma tam ani Hanny ani Lori. Josha też tam nie ma. Dylana również. Jedyne co mnie podłamuje, to zdjęcie chłopaka z ósemki. Wracam pod gałęzie. Przykrywam siebie i kota kocem, i idę spać. Nagle słyszę głośne śmiechy i rozmowy.
 Ktoś tu idzie.

   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz