wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 8 - punkt widzenia Hannah

Biegnę od paru dobrych godzin. Torba którą złapałam, uciekając, odbija mi się od nogi, zostawiając boleśne stłuczenia. Nagle wbiegam w jakby niewidzialną ścianę. Ból rozciąga mi się po całym ciele, od głowy po stopy. Kiedy ładunek elektryczny, przeznaczony na wykończenie mnie, się kończy, czuje tylko swąd spalenizny, i wiem, że zaraz po zamknięciu moich oczu rozlegnie się gong obwieszczający moją śmierć.
Zrywam się z łóżka, jak opażona i macam swoje ciało, w poszukiwaniu śladów po porażeniu. Uff, to był tylko realistyczny koszmar. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak trzęsą mi się ręce. Gdy wstaje z łóżka, słyszę trzask drzwi. Nawet jakbym teraz spała to najprawdopodomniej, już bym nie spała, ponieważ mam bardzo płytki sen. Delikatnie otwieram drzwi i sprawdzam czy nikogo nie ma na korytarzu. Teren czysty. No tak kto by miał coś do roboty o 3 nad ranem. Trzaskam się otwartą dłonią w czoło. W salonie na stole zauważam szklanki i dzbanki z napojami, jakby były specjalnie przyszykowane. No i dzisiaj nas nie zamknęli w pokojach! Chyba nawet organizatorzy wiedzą, że dla większości trybutów będzie to nieprzespana noc, w najlepszym przypadku, noc przesiąknięta drastycznymi koszmarami. Do przezroczystej,wysokiej szklanki nalewam wody. Już mam ją przychylić do ust, gdy przestrasza mnie głos:
- Jeszcze nie śpisz?
Pod wpływem strachu, wręcz odruchowo, cała podskakuję wylewając całą wodę ze szklanki na siebie. Zła na osobę, która wypowiedziała te słowa, odwracam się i już mam zamiar na nią krzyczeć, lecz to był nikt inny niż Josh.
- Jak widzisz nie, jeszcze nie śpie. - odpowiadam ironicznie.
- Widzę, widzę. Masz zamiar posiadać sojuszników.
,,Posiadać" ciekawie to ujął. Odkładam pustą szklankę na stół i dosiadam się do niego na parapecie. Zastanawiam się nad odpowiedzią na jego pytanie. Hmm... Na pewno moją sojuszniczką byłaby Annie. Potem Chanel i może Lori. Chociaż nie powiedziałam ani jednego słowa na głos, Josh jakby czytał w moich myślach pyta:
- Coś czuję, że na twojej liście znajdzie się miejsce dla Lori, co nie?
- No tak... - odpowiadam trochę nie pewnie.
- To chyba powinnaś wiedzieć, że Lori jest córką burmistrza. - Na pewno mam teraz zdziwioną minę, cóż nie wiedziałam o tym. Zapewne jest zawodowcą! W czwartym dystrykcie osoby z dobrych rodzin szkoliły się na zawodowców, a ona jako córka burmistrza na pewno nim jest! Po chwili niezrażony dłuższą chwilą Josh dopowiada:
- Chyba wiesz co to oznacza. - Kiwam głową na tak. - Dalej chcesz być z nią w sojuszu?
- W sumie teraz to nie jestem tego taka pewna... Pewnie przy pierwszej lepszej okazji mnie zabije... - Myślę na głos.
- No właśnie.
Czas na ostateczną decyzję:
- Nie, raczej nie będę z nią w sojuszu. Raczej na pewno.
- Gratuluję właśnie przejrzałaś na oczy w jednej sprawie.
- Jednej ? - zdziwiłam się.
- No tak... Bo ja chciałem się ciebie jeszcze o coś zapytać.
- No śmiało.
- Na pewno na twojej liście sojuszy znajduje się Annie. Po tym co ci teraz powiem będziesz musiała się nad tym zastanowić, mówić to czy nie?
- No raczej tak. Chcę wiedzieć kto będzie moim sojusznikiem, hm?
- No okej. Przed rozmową z tobą gadałem z Annie. Oznajmiła, że mnie zabije. Jak najszybciej się da. - Rzeczywiście stosunek do Annie, zmienił się diametralnie. Nie wierzę, że Annie to powiedziała, a jednak, przecież Josh by nie skłamał! Lori i Annie są godne siebie! Niech wypchają się tym sojuszem! Teraz zostały tylko dwie osoby z kim chciałabym być w sojuszu. Tak dwie.
- Hannah, chciałabyś być moim sojusznikiem? - pyta się. Znowu mam wrażenie, że czyta w moich myślach.
- Jasne, pod warunkiem, że Chanel będzie z nami.
- Nie ma sprawy. Czyli podsumuwując osoby z naszej 'grupy' to ja, ty i Chanel.
- Tak, czyli nie masz jakiś tam swoich sojuszników? - pytam zdziwiona. Myślałam, że Josh będzie miał ,, kolegów" wśród zawodowców, ale dobrze, że nie ma. Nie chce być z ,,gotowcem" w 'grupie' .
- Nie, nie mam.
- Fajnie. Sorry, ale teraz idę spać, aby mieć siły na jutro cześć.
Wstaję z parapetu i udaję się do pokoju. Kiedy jestem na korytarzu słyszę cichę ,, Do jutra " Josha.
Kiedy kładę się w łóżku, myślę o jednym wielkim pozytywie wynikającym z zaistniałej sytuacji. Tylko mentor może wysyłać na podarunki od sponsorów. Naszą mentorką jest Marisa, a ulubieńcem Marisy - Josh. Będąc z Joshem sprzymierzeńcem, podarki dla niego będą również dla mnie. Może wcale nie będę tak skończona na tych igrzyskach? Założę się, że siostra będzie chciała mi pomóc, przysyłając mi prezenty. Mam nadzieję, że wśród nich znajdzie się miecz...
7.00- tą godzinę widzę na zegarze, kiedy Tom mnie budzi.
- Wszyscy styliści budzą swoich podopiecznych o ósmej, ale ja chciałem, żebyś sobie porobiła jeszcze co tam chcesz, umyła czy coś takiego, ewentualnie pospała. - powiedział mój stylista lekko się uśmiechając. Odwzajemniłam uśmiech. Byłam mu wdzieczna, naprawdę teraz chętnie wejdę pod prysznic. Równo o ósmej wychodzę z łazienki. W pokoju nikogo nie widzę, na łóżku leżą tylko ubrania - czarne treginsy, biała bluzka i białe trampki. Co i to ma być strój na arenę?! Przy ubraniach leży karteczka -
,, Czekam przy windach ~ Tom ". Wparowywuję do umówionego miejsca:
- Czy to ma być strój na arenę ?! - wykrzykuję do Toma.
-Nie, oczywiście, że nie. Przepraszam, że cię wcześniej nie poinformowałem, ale strój dostaniesz na miejscu. - odparł Tom ze śmiechem. Zrobiło mi się głupio, że na niego krzyczałam.
W poduszkowcu siadam przy oknie, naprzeciwko stołu z jedzeniem. Obok mnie siada Tom. Nie mam nic przeciwko, lubię go.
- Może byś coś zjadła, wypiła? - proponuje stylista. Ma racje. Nie wiadomo, kiedy zjem następny posiłek. Podchodzę do stołu i nakładam sobie ,,lekkie" jedzenie. Nie mam ochoty na spożywanie teraz czegokolwiek, zmuszam się do tego. Po opróżnieniu talerza wypijam dzbanek wody. Po posiłku zasiadam na fotelu. Chwilę potem podchodzi do mnie jakaś kobieta, ubrana cała na biało.
- Wysuń rękę. - komenderuje. Wykonuje rozkaz i zaraz pod skórą widzę małe urządzonko. - To lokalizator.
No tak, przecież nasi organizatorzy nie mogą nas zgubić...
Po dotarciu na miejsce, w towarzystwie strażników pokoju, zostaje odprowadzona do małego pokoju, gdzie będę miała minutę na przebranie się. Tom podaje mi strój. Po założeniu go oglądam się w lustrze. Czarne,wygodne spodnie, czarny t-shirt, czarne,wysokie,skórzane buty. Do tego dwuwarstwowa kurtka. Pierwsza warstwa jest czarna i chroni przed deszczem i mrozem, a druga - pomarańczowa, to druga ochrona przed mrozem. Zostało 20 sekund. Tom odchyla mi pierwszą warstwę kurtki nad sercem i widzę tam broszkę, Kosogłosa. Zanurzam ręcę w kieszeni i znajduję tam drugą broszkę. Przytulam się do Toma i dziękuje za wszystko co zrobił.
- Pamiętaj, że Daisy szykuje już dla Ciebie miejsce w domu.
Słowa które wypowiedział Tom dla mnie oznaczało jedno - muszę wygrać te igrzyska, przynajmniej zginąć godnie.
10 sekund. Czas na wejście do szklanych cylindrów. Kiedy wchodzę przypomina mi się pewien gest, który widziałam na pogrzebie mojej babci. U nas w dwunastce, często używa się go właśnie na pogrzebach. Przyłożyłam trzy środkowe palce prawej ręki do ust po czym pokazałam Tomowi. Nie wiem czy to widział. Wjechałam na górę. Mamy kolejne 60 sekund, tym razem żeby rozglądnąć się po arenie. Gdy wzrok przyzwyczaił mi się do jasności moim oczom ukazała się arena 25 igrzysk głodowych. Jakaś dziewczyna zeskoczyła za szybko z podestu i rozerwało ją na strzępy. Na szczęście była daleko mnie więc jej krew mnie nie ochlapała, a jej kończyny nie leżały mi przed nosem. Coś mi podpowiedziało, żeby nie zaskoczyć za szybko z podestu. Szybko rozglądam się wokół siebie. Są tutaj cztery wodospady, na przeciwko mnie, za mną, po mojej lewej i prawej. Wiem, że tutaj są tylko po szumieniu wody, nie widać ich, ponieważ zasłanie je gęsty las. Róg obfitości i 48 podestów z trybutami znajduje się na skalnym podeście. Zdaje się, w samym sercu areny. Oto mój plan: chwytam czarny plecak znajdujący się przede mną, i biegnę w kierunku lewego wodospadu. Mam nadzieję, że zastanę tam wodospad, a nie bandę zmiechów. Zostało 10 sekund. Spiker głośno je wyczytuje. 5... Poprawiam strój, aby było mi wygodniej 4... Szykuję się do startu 3... Ustawiam się w pozycji, jak biegacze przed startem 2... Podnoszę tyłek do tyłu 1... Podnoszę głowę, aby widzieć gdzie biegnę ; START !!
 Szybko, szybciej, jak najszybciej próbuję dobiec do wymarzonego plecaku, nagle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz