sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 9 - punkt widzenia Hannah

Ledwo zdążyłam zeskoczyć z podestu, a już spotkało mnie nie szczęście. Jak zwykle. Oto sytuacja sprzed chwili: zeskoczyłam z platformy. Moim oczom ukazał się upragniony czarny plecak, nie czekając na nic podbiegłam do niego, już założyłam go na plecy i odbiegłam przed siebie. Nagle poczułam przenikliwy ból, mający źródło u mojej ręki. Żyję i to się liczy. Nawet nie patrzę na ranę, aby nie przestraszyć się i spanikować. Oglądam się za siebie i widzę zaskoczoną dziewczynę bodajże z 2. Chyba była zaskoczona tym, że chybiła i mnie nie zabiła. No cóż, zdaża się każdemu, nawet zawodowcom. Nie czekając na drugi rzut nożem pobiegłam w wcześniej naznaczonym przez siebie kierunku - na wprost siebie. Wciąż jestem na skalnym podeście, na którym mieszczą się podesty i róg obfitości. Do lasu prowadzą mnie tylko kamienne schodki. Szybko po nich zbiegam, i potykam się o coś. Wywalając się poważnie wyrżnęłam głową o ziemię. Patrzę, o co się przewaliłam - skrzynka z jedzeniem! Szybko biorę szkrzynkę, za uchwyt, do ręki i wreszcie wbiegam do lasu. Po odbięgnieciu około 5 kilometrów od rogu obfitości wreszcie pozwalam sobie na chwilę odpoczynku i zobaczenie moich łupów. Jeszcze raz, na wszelki wypadek, oglądam się dookoła siebie, czy aby na pewno nikogo tu nie ma. Nie, nikogo tu nie ma. Uff. Rozsiadam się pod drzewem - sosną. Najpierw wyrzucam na ziemię zawartość czarnego plecaka. Buteleczka jodyny, woda w dwu litrowym bidonie, paczka suszonego mięsa i sznurek. Zauważam, że plecak ma również boczną kieszeń. Znajduje się w niej dziwna broń - rureczka z dołączonymi 5 strzałkami. Nie wiem jak mam takim małym czymś kogoś zabić ale cóż... Teraz skrzynka z jedzeniem. Jest niewielka - wielkości kartki rozmiaru A5 . Tak jak jest niewielka nie ma wiele w niej jedzenia, zaledwie jeden bochenek chleba i kozi ser. Policzkuję sama siebie - jak mogę wybrzydzać chlebem?! I to na arenie! Niewiarygodne co luksusy mogą zrobić z człowiekiem! Muszę się ogarnąć! Wszystko pakuje do czarnego plecaka. Skrzynkę rzucam w krzaki. Bo długim biegu chce mi się pić, ale nie chce naruszać moich drogocennych zapasów wody, jeśli będę po prostu szła szybkim marszem, może nie będę musiała naruszyć wody. Przeszłam tylko, około jednego kilometra i zobaczyłam wodospad! Wodospad pełen wody! Spragniona rzuciłam się do wodopoju i zanurzyłam głowę w wodzie. Wystarczył jeden łyk abym go zwróciła w krzaki z obrzydzeniem - woda była strasznie słona ! Zbliża się zmierzch. Muszę znaleźć jakąś w miare bezpieczną kryjówke. Las jest mieszany - liściaste drzewa lepiej maskują więc wdrapuje się na wierzbę, nad wodą. Znajduje rozłożyste gałęzie i kłade się. Próbowałam przewiązać się sznurkiem tak abym nie spadła, ale sznurek jest zbyt cienki. Kiedy ułożyłam się dość wygodnie, mój żołądek zaczął burczeć - byłam głodna. Jeszcze na niebie nie pojawiły się osób zabitych, a ja już spałam. Nie obchodzą mnie losy innych trybutów. Nawet sojusznicy nie pomogą mi z dobrych intencji - każdy myśli tylko o sobie; o swoich korzyściach- nie dziwię się przecież ja też tak myślę. Obudziło mnie ciche pykanie. Pykanie, bipczenie nie wiem jak to nazwać. Otworzyłam oczy, było ciemno, nic nie widziałam. Kiedy oczy przyzwyczaiły mi się do ciemności, rozejrzałam się za źródłem dźwięku. Nade mną; jakieś dwie gałęzie, wisiał srebny, metaliczny spadochron! Ucieszona szybko zdjęłam go z gałęzi. Zadowolona, szybko otworzyłam spadochron; był dość pokaźnych rozmiarów. W środku znajdował się miecz! MIECZ! Byłam uratowana! Gdyby ktoś mnie teraz zaatakował mogłabym się obronić. Oglądając miecz zauważyłam na nim karteczkę:
,, Mam nadzieję, że pomoże ~ Daisy "
Jasne, że pomoże! Byłam wdzięczna siostrze za podarunek. Ciekawe ile kosztował? Może jeszcze kiedyś oddam jej pieniądze? MOŻE. Dopiero teraz zauważyłam że oprócz miecza znajduję się również woda utleniona i bandaże. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, ale później sobie przypomniałam - mam przecież zranioną rękę. Przytłoczona emocjami dnia całowicie zapomniałam o ranie. Spojrzałam teraz na ranę.Nie była głęboka, lecz krew musiała mi intensywnie lecieć, ponieważ całe przedramienie mam we krwi,ale teraz już skrzepła. Polałam rękę wodą utlenioną, i owinęłam bandażem. Chwilę poszczypało, za parę sekund przestało. Schowałam wodę, jeszcze trochę zostało, za to zużyłam cały bandaż; nie było go wiele. Położyłam się ponownie. Przycisnęłam miecz do piersi i zasnęłam, nie przejmując się głodem, ani pragnieniem. Zanim oddałam się w ręce Morfeusza, poczułam zapach ogniska. Ciekawe jaki dureń pali ognisko w nocy? No cóż jego sprawa, że go złapią i zabiją...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz