poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 8- punkt widzenia Annie.

 Nie mogę spać. Jest już 2 po północy, a ja bawię się guzikiem od poszwy. Próbuję zmusić się do spania, ale po prostu nie mogę. Myślę sobie, na jaką dziś arenę trafię. Pustynia? Mam nadzieję że nie. Potworny gorąc, brak wody i otwarta przestrzeń która nie jest świetnym miejscem w którym można znaleźć jakąś sensowną kryjówkę, która może przedłużyć mój żywot. Ziemia skuta lodem? O nie. Nie kontrolowane szczękanie zębami z zimna oraz brak jakiegokolwiek jedzenia. Wolę trafić do jakiejś dżungli, na jakąś łąkę aby wąż odebrał mi życie w minutę, niż zamarznąć. Przez chwilę przestaję o tym myśleć, bo orientuję się że oderwałam guzik, którym się bawiłam i zupełnie bez powodzenia próbuję go znowu przyczepić.
 Chce mi się pić. Może to głupie, ale wstrzymuję pragnienie przez godzinę, aby przyzwyczaić organizm do tego że taka sytuacja może nastąpić. Robię to od dłuższego czasu i zaczynam głośno dyszeć. Biegnę do stołu, aby nawilżyć mój język. Wzdycham gdy czuję sok pomarańczowy który spływa mi do gardła.
-Cześć.- podskakuję, gdy słyszę głos za moimi plecami.
- Cześć.- Odpowiadam cicho.
- Usiądziesz?- pyta się Josh, który najwyraźniej opycha się cukierkami, które leżą obok niego. Lekko kręcę głową. Oszalał? Jest po 3 w nocy, a jutro zaczynają się igrzyska! Odkładam szklankę i robię krok aby wyjść z jadalni aż tu nagle...
- Będziesz zła, gdy będę próbował cię zabić?- pyta mój brat. Przystaję. Przez chwilę myślę że się przesłyszałam. Odwracam się ku niemu.
-Nie przesłyszałaś się. - mówi jakby domyślał się o czym pomyślałam.- Wybacz Ann. Z jednej strony żałuję. Przecież jesteś moją siostrą, a poza tym ty byś tego nie zrobiła. Ale na tym polegają igrzyska. Muszę to zrobić.
 Jestem wściekła. Mam ochotę płakać. Jednak z innej strony, jestem zaskoczona że jest ze mną taki szczery.
- Dlaczego?- pytam.- Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
-Pewnie z tego samego powodu, dla którego ty, nienawidzisz mnie.
 Jestem wściekła. Cała się trzęsę. Ja, nienawidzę go dlatego że jest moim bratem. A on mnie, ponieważ jestem jego siostrą.
-To jak?- pyta się mnie.
-Oczywiście- odpowiadam spokojnie.- Możesz o ile ja nie będę szybsza- mówię i wychodzę trzaskając drzwiami. 
 Mojej złości nie da się opisać. Rzucam się na łóżko i niemal warczę ze złości. Ciekawa jestem, jak zareagują rodzice, gdyby jedno zabije drugie. Teraz mnie to nie obchodzi. Miej się na baczności, Josh. Dorwę cię pierwsza.
 W nocy nękają mnie koszmary. W jednym, Josh roztrzaskuje mi głowę siekierą, a w innym przebija mnie oszczepem, na wylot. Budzę się z krzykiem i cała lepka od potu. Przebieram się w inną pidżamę i siadam na środku pokoju, po turecku. Wpatruję się w zegar który wskazuje godzinę 5.24. Wpatruję się w każdy  ruch wskazówki zegara i dochodzę do wniosku, że już nie zasnę. Siedzę tam przez jakieś 20 minut i postanawiam że powinnam się chociaż położyć. Tylko położyć. Staram się odprężyć i wypocząć jak najlepiej potrafię aby mieć siły na arenie. Crystal przychodzi o 8 i mówi że już czas się zbierać. Siadam tylko na skraju łóżka. naglę do pokoju wchodzi Finn i niesie dla mnie jeansy oraz białą koszulkę z 3/4 rękawkiem. Szybko wkładam te rzeczy i jestem trochę zdziwiona.
- W tym,-wskazuję na ubrania- będziemy na arenie?
 Finn śmieje się.
- Nie, nie. Strój na igrzyska dostaniecie przed wejściem do kapsuł.
 Przytakuję głową. Finn wyprowadza mnie przez szklane drzwi i zostawia wśród strażników pokoju, przy czym sam idzie obok. Nagle zza swoich pleców, słyszę dziwny dźwięk. Jakby ktoś walił pięściami w szybę. I nie mylę się, bo gdy obracam głowę o 180 stopni dostrzegam za drzwiami moich stylistów. Całą trójkę- Pilipins'a, Nadiję i Cocop'a. Krzyczą i chcą się wydostać co uniemożliwia im strażnik pokoju. Udaję mi się uciec strażnikom. Dobiegam do drzwi i otwieram je, po czym obejmuję całą trójkę na raz. Oni również mocno mnie ściskają. Zaczynam płakać. Naprawdę ich polubiłam. Jednak oni ocierają mi łzy i mówią żebym nie płakała. Niestety, strażnik pokoju odrywa mnie od stylistów potężnym pociągnięciem, prze który prawie się przewracam. Teraz słyszę tylko głos Nadiji.
- Postaraj się wygrać!- krzyczy, a pozostała dwójka przytakuje. Ja również. Odwracam się i wchodzę do poduszkowca. Gdy jestem już na górze, podchodzi do mnie kobieta z wielką strzykawką w ręką. Niestety nie ma tam igły, tylko coś w stylu małej rurki. Syczę z bólu gdy kobieta wsuwa mi rurę pod skórę.
-Wybacz. Musze umieścić tu lokalizator.
 Super, myślę, teraz mogą mnie namierzyć gdziekolwiek będę.
 Finn prowadzi mnie do tylnej części poduszkowca. Sadza mnie na kanapie, obok stolika który zastawiony jest mnóstwem potraw. Jem dużo aby napełnić brzuch przed areną, ale spożywam tylko lekkostrawne posiłki. Finn chyba rozumie to, że nie mam ochoty rozmawiać a więc się nie odzywa. Lecimy około 45 minut, aż w końcu czuję jak poduszkowiec się zatrzymuje. Razem z Finnem schodzę po drabinie która zaprowadzi nas do małego pomieszczenia, gdzie przygotuję się i w szklanej kopule wyjdę na arenę. Gdy tylko wchodzę do pokoiku. Niepewnie biorę paczkę z ubraniem i wsuwam ją na siebie. Finn wiąże mi kucyka, który jest o wiele ładniejszy od tego, który często robię sobie sama. Teraz wystarczy czekać.
- Denerwujesz się.- Powiedział Finn- proszę, uspokój się musisz być skupiona na arenie.
 Obejmuje mnie ramieniem. Spoglądam na moje kolana.
10 sekund- słyszę mechaniczny kobiecy głos. Pora wchodzić do cylindrów. podchodzę do jednego z nich, a Finn stoi tuż za mną. odwracam się i szybko go obejmuje, a on szepcze mi do ucha.
- Jesteś silna, dasz sobie radę. Ja w to wierzę, więc ty też musisz.
 Przytakuję. Wchodzę na podest, po czym od razu zamyka się za mną szklana kopuła. Finn patrzy się na mnie z uwagą, po czym uśmiecha się lekko. Klepie się w lewą pierś i pokazuje  na mnie. Zauważam moją broszkę. Ciekawe, kiedy mi ją przyczepił. Uśmiecham się do chłopca i czuję że podest unosi się w górę.
 Jestem zupełnie rozkojarzona. Musimy stać na podeście 60 sekund, bo inaczej ładunki wybuchowe rozerwą nas na kawałki. Dziewczyna z 6 pewnie o tym nie wiedziała, ponieważ zeskoczyła. Jej kapsuła była obok mojej.czuję jej krew na policzku. Mam wrażenie że zemdleję, gdy widzę jej rękę po lewej stronie kopuły. Nie mam pojęcia kto koło mnie stoi, i co robi, w ogóle nie wierzę że igrzyska się już zaczęły. Widzę podłe uśmiechy na twarzach zawodowców. Postanawiam że muszę coś wziąć spod rogu obfitości, ponieważ gdybym tego nie zrobiła, byłabym na siebie wściekła. Otrząsam się i postanawiam że muszę się rozejrzeć. . Zauważam las. Reszty, nie zdążę dostrzec.
 3,2,1... Gong.
 Nie patrzę na nic.
 Biegnę.

2 komentarze: