czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 3 - punkt widzenia Lori



Pociąg zatrzymał się. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki wdech i stanęłam przed drzwiami. Zaraz się otworzą, zaraz się wszystko zacznie, zaraz rozpocznę swoją wędrówkę do grobu.  Łza spłynęła po moim policzku. Obok mnie stali Sophie (czarnowłosa dziewczynka ), Tom (masywny młodzieniec) i Jack (loczek). Jack szczególnie przypadł mi do gustu. Nie zachowywał się jak gwiazda, ani jak beksa. Stał, bo stał. Sophie wyglądała na przerażoną i zmasakrowaną. Mimo, że wczoraj po kolacji od razu położyła się do łóżka, wyglądała tak jakby przez całą noc nie spała. Tom zaś trzymał wysoko głowę, widać nie miał zamiaru sprawić, by ktoś z nas lub tłumu czekającego za drzwiami wyczuł jego strach.  Nagle dało się słyszeć dźwięk wypuszczanego powietrza. To był znak, że drzwi się zaraz otworzą.  Płyta zaczęła się przesuwać. Trwało to trochę zanim drzwi się w pełni otworzyły. Pierwszy wyszedł Tom, aby wyglądać na pewnego siebie. Za nim wyszła Sophie trzęsąc się przy tym jak galareta. Zaraz po niej wyszedł Jack. Miał kamienną twarz, zdawać się było - obojętną. Przyszła kolej na mnie. Przez chwilę stałam jak wyryta. Dopiero Tom się widząc moją reakcje na dziki tłum próbujący z wszelką cenę zrobić sobie z nami zdjęcie wrócił się i podał mi rękę.  Dzięki Tomowi się przebudziłam i wyszłam na zewnątrz. Chociaż w głębi byłam strasznie przygnębiona, przestraszona i inne takie, uśmiechałam się do tłumu , by zyskać sponsorów. Doszliśmy do długiej limuzyny, która nas potem zawiozła na proces odnowy.
Delice zaprowadziła mnie do ogromnych stalowych drzwi. Potem poszła w swoją stronę. Bez wahania otworzyłam drzwi.  Za progiem znajdowało się masakrycznie dużo łóżek kosmetycznych, pryszniców, fotelów fryzjerskich, szaf i stylistów. Znałam procedury z opowiadań Delice, więc wiedziałam czego mam się spodziewać. Tak naprawdę to powinien ktoś do mnie podejść i zaprowadzić mnie na mój fotel ale nikt się nie zjawił. Czekałam długo. Może ze 2  godziny. Na szczęście komuś się przypomniało o mnie. Wysoka lalka Barbie podeszła do mnie i zapytała:
- Co ty tu złotko robisz?
- Czekam na stylistę…  Jestem z dystryktu  4- odpowiedziałam zaskoczona pytaniem.
- Jak to ?! Niemożliwe ! Wszyscy styliści już się zajmują trybutami!- wrzasnęła zakłopotana mieszkanka Kapitolu.
- Zostałam poinformowana, że właśnie tu mam na kogoś czekać.
- Poczekaj, poczekaj. Kitty , Beck, Dora i Sasha mają dystrykt 1. Ana, Lou ....- I długo wymieniała stylistów każdego dystryktu, ale czwarty zostawiła na koniec.- A dystrykt czwarty : Mela, Blondi, Gavin ... I Francessco ! Gdzie jest Francessco ?! - krzyczała barbie.  A zaraz potem pobiegła w głąb hali zapewne w poszukiwania mojego jakże nad wymiar punktualnego i  skrupulatnego stylisty.. Chwilę później ktoś energicznie otworzył stalowe drzwi.
- Bon jour ! Barbie ?! Co się dzieje ?- zapytał mówiący z francuskim akcentem stylista.
- Emm.. Francessco .. Bo jest taka sprawa,..- zaczęła nie kończąc Brabie, tak jakby się czegoś obawiała
- O nie ! Pardon madame ! Ty Tribut jesteś, taa?-zapytał mnie stylista.
- We własnej osobie – odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Pardon, pardon ! Ja zapomniałem skarbie.
-Nic się nie dzieje, spokojnie- odparłam.
- Hmmm ty 4 dystrykt taak ??- zapytał Francuzik
- Owszem- odpowiedziałam niecierpliwa
- Dobrze,  dobrze, do pracy. A przy tobie złotko to zbyt dużo jej nie będzie.- powiedział Francessco, po czym obejrzał moje włosy, paznokcie i figurę, a potem naciągnął moje policzki i powiedział:
- O skarbeńku w dobrym stanie jesteś - uśmiechnął się szarmancko.
- Dzięki Frank - uśmiechnęłam się
- Frank ?? hmm to wspaniale ! Nareszcie jakiś luzak do mnie przyszedł!- Roześmiał się ,,Frank’’ . Spojrzałam na zegarek.
- Słuchaj ja nie chcę się wtrącać, ale no jakby to powiedzieć… jest  już  16,a dziś wieczorem prezentacja rydwanów, a my nawet nie zaczęliśmy.
- Matko, boska ! Britta Britta !!!- Przybiegła moja koleżanka barbie
- Tak mesje ?- zapytała owa britta
- Robimy syrenkę ! Zajmij się włosami  ja uszyję strój. DONN!!- zawołał kolejnego stylistę Frank.- Powiedz innym stylistom 4 dystryktu że rydwanem będzie muszla, a trybuci mają być perełkami.- wydał polecenie mój stylista. Donn wziął nogi za pas i udał się do innych.  Czas upłynął nam bardzo pracowicie. Udało mi się trochę pogawędzić z Brittą. Nie była to inteligentna rozmowa. No cóż czego mogłam się niby spodziewać po mieszkańcach Kapitolu…  Skończyliśmy pracę około 21.  Naprawdę uwierzcie nie było to moje spełnienie marzeń , żeby zostać syrenką no ale cóż. Do rzeczy .
Frank zaprowadził mnie na halę gdzie czekały już rydwany. W naszej muszli czekali już moi towarzysze. Sophie wyglądała bajecznie, a o chłopakach tego niestety nie mogę powiedzieć, bo jakoś nie przepadam za widywaniem chłopaków przebranych za ryby... Stanęłam obok Sophie. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie dając porozumiewawczy znak ,,musimy dać z siebie wszystko!’’. Nagle Konie ruszyły i gwałtownie pociągnęły za sobą naszą muszlę.
 No to teraz uśmiech, postawa i jedziemy...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz